Hej ludziska! Zapraszam Was na kolejny rozdział opowiadania. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał, chociaż według mnie- to jeden z moich gorszych. Liczę na Wasze opinie w komentarzach ;)
Pozdrawiam cieplutko :D
Lulu
http://www.youtube.com/watch?v=jmhe_iMbKjw
Dojeżdżamy na miejsce. Jest piękny sobotni wieczór. Słońce żegna świat swoimi ostatnimi promieniami, a kolory nieba są tak niezwykłe, że wydaje mi się, iż znajdujemy się w zaczarowanym królestwie, w którym rządzi natura. Robert patrzy na mnie przez lusterko i posyła mi promienny uśmiech. Wiem, że czuje taki sam zachwyt, co ja. Ashley patrzy przez szybę na krajobraz jak urzeczona.
Wysiadamy powoli z auta, a potem wyciągamy nasze bagaże i namioty. Razem z Robertem postanowiliśmy, że zaprosimy Ash do naszego namiotu. Na pewno nie czułaby się dobrze sama w nocy.
Rozkładanie całego tego majdanu nie zajmuje nam wiele czasu. Tyler to prawdziwy poskramiacz namiotów. W końcu zabieramy się za rozpalanie ogniska. Męska część towarzystwa organizuje patyki i generalnie ogień, a damska przygotowuje jedzenie. Jakiś podział obowiązków musi być.
Wydaje mi się, że wszyscy mają przy tym wszystkim wiele frajdy. Chłopcy biegają po lesie jak małe dzieci, a my nabijamy się z ich szczeniackich okrzyków radości. Jest naprawdę bardzo sympatycznie. Już dawno się tak dobrze nie bawiłam. Ten wyjazd to był strzał w dziesiątkę.
Kilkanaście minut później siadamy przed wielkim ogniskiem, czekając aż upieką się nam kiełbaski. Po którymś piwie chłopcy stają się jeszcze bardziej zabawni. W pewnym momencie Robert kładzie dłoń na moim udzie i przesuwa ją niespiesznie w górę i w dół. Zerkam na niego, ale on wydaje się nie dostrzegać w moim spojrzeniu niczego na kształt nagany.
- Może ucieklibyśmy stąd na dwie godzinki? Mam na ciebie straszną ochotę- szepcze zmysłowo i tajemniczo do mojego ucha, a następnie przygryza lekko jego płatek.
Robert, Robert, Robert... Bardzo chętnie bym się stąd urwała i robiła z tobą to, co ci chodzi po głowie, ale istnieje możliwość, że nasi przyjaciele się zorientują, albo- co bardziej prawdopodobne, patrząc na to, ile piwa wypili nasi znajomi- wcale byśmy już tutaj nie wrócili... Bylibyśmy bardzo zajęci...mmmm... Do tego stopnia zajęci, że zapomnielibyśmy o bożym świecie...
- Obawiam się, że dzisiaj będziesz musiał obejść się smakiem- odpowiadam cicho i posyłam mu całusa, czym jeszcze bardziej wprawiam go w niezadowolenie.
Dopiero teraz dostrzegam, że Sophie i Tayler znowu bezwstydnie się całują. Jedynie Ash siedzi sama, patrząc na gorejący płomień. W pewnym momencie wywraca oczami i wzdycha ciężko.
- Naprawdę muszę wkroczyć do gry, nim kompletnie wszyscy moi znajomi się sparują.
Uśmiecham się do niej delikatnie.
- Dobra ludzie, idziemy do lasu- zarządza Mark.
Podoba mi się ten pomysł. Mimo że jest strasznie ciemno, las wydaje się być bardzo piękny, tajemniczy i magiczny. W pewnym momencie któryś z chłopców wykrzykuje "kto pierwszy ten lepszy!". Nie wiem, który z nich to krzyknął, nie zdążyłam rozpoznać głosu. Nie wiem, gdzie jest meta, ale to nieważne. Najlepsze jest to, że wszyscy zaczęliśmy biec. Całą grupą. Ja i Robert trzymamy się za ręce i biegniemy. Jak dzieci. Donikąd. Bez powodu. Śmiejąc się w głos. Ciesząc się chwilą.
sobota, 9 listopada 2013
niedziela, 27 października 2013
Rozdział 15-Krok ku dorosłości...
Podkład
"Potrafimy kochać i marzyć.Dlatego wszyscy,jesteśmy zwycięzcami..."
~ 2 miesiące później~
Zbliżał się koniec roku szkolnego.W związku z tym,Robert zaproponował tygodniowy wyjazd nad jezioro.Oczywiście się zgodziłam,ale wiedziałam,że jeżeli pojedziemy sami to większość czasu spędzimy w namiocie.Dlatego moja mądra i kochana główka podsunęła mi myśl,żebym zaproponowała wyjazd z całą paczką.Mój luby niechętnie się na to zgodził,ale ważne jest,że jedziemy wszyscy.Tak więc za godzinę wyruszamy.
Sprawdziłam jeszcze torbę.Wszystko spakowane.Moich uchu dobiegł odgłos wbiegania po schodach.Uśmiechnęłam się szeroko,bo wiedziałam kogo tu niesie.
-Witaj piękna.-przywitał się ze mną mój ukochany i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
-Witaj brzydalu.-pstryknęłam go w nos i zaśmiałam się.Uwielbiam mu tak dokuczać.
-Ej...uważasz,że jestem brzydalem?-zrobił urażoną minę.
-No,a co?Nie zgodzisz się ze mną?Przecież sam mówiłeś,że tylko ja jestem piękna i nikt inny.-haha,nie wie co powiedzieć.No po prostu genialna jestem.
-Coś ty się nagle taka mądra zrobiła,co Aniołku?-mówiąc to usiadł na moim łóżku i posadził mnie sobie na kolanach.
-Oj tak sobie tylko żartowałam.Przecież wiesz,że dla mnie jesteś...hmm...idealny.-puściłam mu oczko,a ten zaśmiał się perliście.
-Wiem,wiem.Boski jestem i tyle.-o nie,nie mój drogi.Tak nie będzie.W mojej głowie ułożył się szatański plan.O tak,będzie mnie błagał na kolanach abym mu darowała.
-Wybacz Skarbie ale muszę na chwilkę wyjść.Poczekaj tu na mnie.
-Jasne.-wyszłam z szalonym uśmiechem na ustach.Zamykając drzwi od pokoju prawie się kuliłam ze śmiechu.O tak,biedaczek nie wie co dla niego szykuję.
Szybko zbiegłam na dół i zawołałam cicho Lily.Kochana psina od razu podbiegła do moich stóp i wesoło zamerdała ogonkiem.Uśmiechając się wzięłam ją na ręce i ruszyłam na górę szepcząc jej do ucha:
-Okay Lily.Musisz mi teraz pomóc.Wejdziemy teraz do mojego pokoju i zrobisz to,co umiesz najlepiej.-rozumiejąc o co mi chodzi polizała mnie w policzek.Stłumiłam w sobie śmiech,bo stałam już przy drzwiach mojej sypialni.Chrząknęłam cicho i zaczęłam:
-Rob Kochanie,mam dla ciebie niespodziankę ale najpierw musisz zamknąć oczy.I nie próbuj podglądać.-wiedziałam,że się mnie posłucha.Nie raz mu takie niespodzianki robiłam tyle,że wtedy do akcji wchodziłam ja,a nie mój pies.
Weszłam do środka.Grzeczny chłopczyk.Zamknął oczka i siedzi spokojnie na łóżku.Podbiegłam szybko do niego i szepnęłam na ucho:
-Chcesz buzi?-pokiwał głową na znak,że się zgadza.I zamiast poczuć moich ust,poczuł język Lily.Biedny,aż się zerwał z łóżka i spadł na ziemię.A ja?Ja leżałam na podłodze i śmiałam się jak głupia.
Coraz bardziej siebie zaskakuję.Kiedyś byłam poważna i nie pomyślałam nawet o tym,żeby zrobić komuś jakiś głupi kawał.A teraz,teraz zmieniłam się chyba na lepsze.I to wszystko przez Roberta.Nie to,że mam mu to za złe.Nie,raczej to jego zasługa.Dzięki niemu przestałam być tym chodzącym zombie.Teraz jestem normalną nastolatką,która ma kochającego ją chłopaka,marzenia,przyjaciół.Jednym słowem mam po co żyć.
Rob położył się obok mnie i splótł nasze ręce po czym uniósł je do góry.Ja już spokojna wpatrywałam się w nie.I pomyśleć,że chciałam go kiedyś wzrokiem zabić.Uważałam go za gnojka,któremu zależy tylko na sobie.Jak bardzo się myliłam.Dopiero teraz go poznałam i wiedziałam,że wcale takim gnojkiem nie jest.Wiem,że potrafi być romantyczny,szarmancki,zabawny,kochający,delikatny,czuły.Co dnia zachwyca mnie swoją postawą.Zawsze umie mnie rozbawić,odciągnąć od problemów.Najbardziej kocham te chwile,kiedy jesteśmy sami.Nie ma żadnych zbędnych osób.Tylko ja i on.Kristen i Robert.Dwie dusze w jednym ciele.W tych chwilach zawsze szepcze mi czule do ucha,że mnie kocha.Że dopiero teraz zrozumiał co to jest życie i nie wyobraża sobie przyszłości beze mnie.Wtedy zawsze płaczę.Nikt tak jeszcze do mnie nie mówił.Przy Robercie czuję się tak bezpiecznie.Nie zawracam sobie wtedy głowy żadnymi błahostkami.Świadomość tego,że mnie kocha utwierdza mnie w świadomości,że wybrałam dobrą drogę.
-O czym myślisz?-zapytał odwracając się do mnie twarzą.Wzruszyłam ramionami i pogłaskałam go po policzku.Uśmiechnął się słodko i przytrzymał swoją dłonią moją rękę.
-Myślałam o nas.-wtuliłam się w zagłębienie w jego szyi.-Kocham cię.-przyciągnął mnie bliżej siebie i szepnął:
-Gdyby nie ty,mój świat by nie istniał.Byłby jednym bałaganem.Kiedy ty się pojawiłaś posprzątałaś ten bałagan i znalazłaś sobie miejsce w moim sercu.Kocham cię najbardziej na świecie.-ze łzami w oczach nachyliłam się nad nim i musnęłam jego wargi swoimi.Podniósł lekko głowę pogłębił pocałunek.Poddałam mu się z jękiem.Oto sens mojego życia.Osoba która mnie kocha,pomyślałam.
W końcu oderwałam się od jego ust i zatonęłam w jego oczach.Były piękne.Niebiesko-szara magnetyczna siła przyciągała swym urokiem.Mogłabym się w nie wpatrywać cały dzień.
-Zbieramy się chyba,co nie?-spojrzałam na zegarek.Za pięć minut pod domem miała pojawić się cała paczka.Oczywiście jedziemy dwoma samochodami.Ja jadę z Robertem i Ashley.Tyler,Sophie i Suzie jadą z Markiem.
-Weźmiesz moją torbę?-zapytałam robiąc oczka a'la kotek ze Shreka.Zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.
-Jasne,dla ciebie wszystko.-nałożył torbę na plecy,a ja się odwróciłam niczego się nie spodziewając.Głupek wziął mnie na ręce i przewiesił mnie sobie przez ramię.Oczywiście mój tyłek miał przed nosem więc chytrze to wykorzystał i dał mi klapsa.Zapiszczałam i uderzyłam go w plecy.Ten tylko zarechotał i wyszliśmy na korytarz.O nie,Stewart nigdy się nie poddaje.Zaczęłam go okładać pięściami po plecach,lecz on zdawał się tego nie czuć.Zaczęłam piszczeć jak szalona gdy zaczął schodzić po schodach.
-Zapamiętaj Pattinson,jeśli się wywalimy zabiję cię!-wykrzyczałam na głos i usłyszałam śmiech mojej matki i ojca.
-Nie martw się.Trzymam cię i nie pozwolę ci spaść.
-No ja myślę,bo jak nie to już nigdy nie spłodzisz żadnego dziecka,zrozumiano?
-Tak jest szefowo.-zasalutował między napadami śmiechu.Byliśmy już w salonie.Moi rodzice się na nas patrzeli ale ten głupek ani myślał mnie postawić na ziemie.Postanowiłam zatosować środek awaryjny.Pociągnęłam go za te miedziane włosy.Usłyszałam głośny syk,a po chwili jego głos:
-Kurde,za co?
-Za miłość do ojczyzny i chęć do życia głuptasie.A teraz puść mnie,bo będzie z tobą źle.-teatralnie się wystraszył i postawił mnie na ziemi.
-Grzeczny chłopczyk.-rodzice zaczęli się śmiać.Ja tak samo.Robert za to stał "obrażony" z miną małego dziecka co nie dostało lizaka.
Mama podeszłą do mnie i uścisnęła mnie.
-Uważajcie tylko.Nie chce jeszcze zostać babcią w tak młodym wieku.-szepnęła i zaśmiała się puszczając mi oczko.Uśmiechnęłam się i po chwili byłam w ramionach mojego ojca.
-No córcia,robisz duży krok ku dorosłości.
-Ej...tatuś przecież ja nie wyjeżdżam nie wiadomo gdzie.Wrócę przecież.-poklepałam ojca po ramieniu i złapałam Roba za rękę.Ten pocałował mnie w policzek i wyszliśmy.
Przed domem czekała już całą nasza paczka.Sophie oczywiście całowała się z Tylerem,a Suzie z Markiem.Tylko biedna Ashley uśmiechała się do nas promiennie.
-Cześć Kris,wybacz mi ale nie udało mi się odciągnąć tych gołąbeczków od siebie.
-Oj tam,oj tam.-krzyknął Mark wybuchając tym misiowatym śmiechem.
-0Okay,to co?Jedziemy?-wszyscy potwierdzili i już wsiadaliśmy do samochodów.Robert prowadził,a ja nie chcąc aby Ash siedziała sama usadowiłam się z tyłu.Robert zrobił minę cierpiętnika,posłałam mu tylko całusa i zaczęłam gadać z przyjaciółką.
Z L.A. do miejsca w którym mieliśmy spędzić cały tydzień było 86 km.Rozłożyłam się wygodnie na siedzeniu,a Rob włączył radio.Akurat leciała piosenka Apologize.Wiedziałam,że Robert ją uwielbia.Ja z resztą też.Zazwyczaj puszczamy ją sobie jak się kochamy.Jest wtedy tak romantycznie...
Mój ukochany zaczął po chwili śpiewać:
- Trzymając się Twojej liny,jestem dziesięć stóp ponad ziemią.Słyszę, co mówisz, ale nie potrafię wydobyć głosu.Mówisz mi, że mnie potrzebujesz,potem odchodzisz i się ode mnie odcinasz, poczekaj...Mówisz, że jest Ci przykro nie pomyślałaś, że się odwrócę i powiem.-teraz zaczęłam śpiewać ja z Ashley:
-Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.
- Mógłbym dać Ci jeszcze jedną szansę, zaakceptować te krzywdy. Poświęciłbym bym życie za Ciebie...
Potrzebuję Cię jak serce bicia.Ale to nic nowego...Moja miłość była gorejącym płomieniem, który teraz stygnie,a Ty mówisz:"Przepraszam", tak jak anioł, niebo sprawiło, że myślałem, że nim jesteś...Ale obawiam się, że.
- Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.Trzymając się Twojej liny,jestem dziesięć stóp ponad ziemią...-Ashley zaśmiała się.
-Wiecie co,powinniśmy chyba jakiś zespół założyć,a już szczególnie ty Rob.
-Tak,Robert cudnie śpiewa.-dołączyłam do chwalenia mojego chłopaka.
-Hah,jak będziecie tak mówił to popadnę w samozachwyt i wtedy Krissy zastosuje znów na mnie swoją broń.-przyjaciółka spojrzała się na mnie pytającym wzrokiem.Spaliłam raka.
-O co chodzi?Powie mi ktoś w końcu?-zapytała,a Robert i ja jednoczeście krzyknęliśmy:
-Nie!-Green podniosła ręce w poddańczym geście i pokręciła zabawnie głową.
-Ja chyba nigdy nie zrozumiem zakochanych.
_WriteAlex_
"Potrafimy kochać i marzyć.Dlatego wszyscy,jesteśmy zwycięzcami..."
~ 2 miesiące później~
Zbliżał się koniec roku szkolnego.W związku z tym,Robert zaproponował tygodniowy wyjazd nad jezioro.Oczywiście się zgodziłam,ale wiedziałam,że jeżeli pojedziemy sami to większość czasu spędzimy w namiocie.Dlatego moja mądra i kochana główka podsunęła mi myśl,żebym zaproponowała wyjazd z całą paczką.Mój luby niechętnie się na to zgodził,ale ważne jest,że jedziemy wszyscy.Tak więc za godzinę wyruszamy.
Sprawdziłam jeszcze torbę.Wszystko spakowane.Moich uchu dobiegł odgłos wbiegania po schodach.Uśmiechnęłam się szeroko,bo wiedziałam kogo tu niesie.
-Witaj piękna.-przywitał się ze mną mój ukochany i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
-Witaj brzydalu.-pstryknęłam go w nos i zaśmiałam się.Uwielbiam mu tak dokuczać.
-Ej...uważasz,że jestem brzydalem?-zrobił urażoną minę.
-No,a co?Nie zgodzisz się ze mną?Przecież sam mówiłeś,że tylko ja jestem piękna i nikt inny.-haha,nie wie co powiedzieć.No po prostu genialna jestem.
-Coś ty się nagle taka mądra zrobiła,co Aniołku?-mówiąc to usiadł na moim łóżku i posadził mnie sobie na kolanach.
-Oj tak sobie tylko żartowałam.Przecież wiesz,że dla mnie jesteś...hmm...idealny.-puściłam mu oczko,a ten zaśmiał się perliście.
-Wiem,wiem.Boski jestem i tyle.-o nie,nie mój drogi.Tak nie będzie.W mojej głowie ułożył się szatański plan.O tak,będzie mnie błagał na kolanach abym mu darowała.
-Wybacz Skarbie ale muszę na chwilkę wyjść.Poczekaj tu na mnie.
-Jasne.-wyszłam z szalonym uśmiechem na ustach.Zamykając drzwi od pokoju prawie się kuliłam ze śmiechu.O tak,biedaczek nie wie co dla niego szykuję.
Szybko zbiegłam na dół i zawołałam cicho Lily.Kochana psina od razu podbiegła do moich stóp i wesoło zamerdała ogonkiem.Uśmiechając się wzięłam ją na ręce i ruszyłam na górę szepcząc jej do ucha:
-Okay Lily.Musisz mi teraz pomóc.Wejdziemy teraz do mojego pokoju i zrobisz to,co umiesz najlepiej.-rozumiejąc o co mi chodzi polizała mnie w policzek.Stłumiłam w sobie śmiech,bo stałam już przy drzwiach mojej sypialni.Chrząknęłam cicho i zaczęłam:
-Rob Kochanie,mam dla ciebie niespodziankę ale najpierw musisz zamknąć oczy.I nie próbuj podglądać.-wiedziałam,że się mnie posłucha.Nie raz mu takie niespodzianki robiłam tyle,że wtedy do akcji wchodziłam ja,a nie mój pies.
Weszłam do środka.Grzeczny chłopczyk.Zamknął oczka i siedzi spokojnie na łóżku.Podbiegłam szybko do niego i szepnęłam na ucho:
-Chcesz buzi?-pokiwał głową na znak,że się zgadza.I zamiast poczuć moich ust,poczuł język Lily.Biedny,aż się zerwał z łóżka i spadł na ziemię.A ja?Ja leżałam na podłodze i śmiałam się jak głupia.
Coraz bardziej siebie zaskakuję.Kiedyś byłam poważna i nie pomyślałam nawet o tym,żeby zrobić komuś jakiś głupi kawał.A teraz,teraz zmieniłam się chyba na lepsze.I to wszystko przez Roberta.Nie to,że mam mu to za złe.Nie,raczej to jego zasługa.Dzięki niemu przestałam być tym chodzącym zombie.Teraz jestem normalną nastolatką,która ma kochającego ją chłopaka,marzenia,przyjaciół.Jednym słowem mam po co żyć.
Rob położył się obok mnie i splótł nasze ręce po czym uniósł je do góry.Ja już spokojna wpatrywałam się w nie.I pomyśleć,że chciałam go kiedyś wzrokiem zabić.Uważałam go za gnojka,któremu zależy tylko na sobie.Jak bardzo się myliłam.Dopiero teraz go poznałam i wiedziałam,że wcale takim gnojkiem nie jest.Wiem,że potrafi być romantyczny,szarmancki,zabawny,kochający,delikatny,czuły.Co dnia zachwyca mnie swoją postawą.Zawsze umie mnie rozbawić,odciągnąć od problemów.Najbardziej kocham te chwile,kiedy jesteśmy sami.Nie ma żadnych zbędnych osób.Tylko ja i on.Kristen i Robert.Dwie dusze w jednym ciele.W tych chwilach zawsze szepcze mi czule do ucha,że mnie kocha.Że dopiero teraz zrozumiał co to jest życie i nie wyobraża sobie przyszłości beze mnie.Wtedy zawsze płaczę.Nikt tak jeszcze do mnie nie mówił.Przy Robercie czuję się tak bezpiecznie.Nie zawracam sobie wtedy głowy żadnymi błahostkami.Świadomość tego,że mnie kocha utwierdza mnie w świadomości,że wybrałam dobrą drogę.
-O czym myślisz?-zapytał odwracając się do mnie twarzą.Wzruszyłam ramionami i pogłaskałam go po policzku.Uśmiechnął się słodko i przytrzymał swoją dłonią moją rękę.
-Myślałam o nas.-wtuliłam się w zagłębienie w jego szyi.-Kocham cię.-przyciągnął mnie bliżej siebie i szepnął:
-Gdyby nie ty,mój świat by nie istniał.Byłby jednym bałaganem.Kiedy ty się pojawiłaś posprzątałaś ten bałagan i znalazłaś sobie miejsce w moim sercu.Kocham cię najbardziej na świecie.-ze łzami w oczach nachyliłam się nad nim i musnęłam jego wargi swoimi.Podniósł lekko głowę pogłębił pocałunek.Poddałam mu się z jękiem.Oto sens mojego życia.Osoba która mnie kocha,pomyślałam.
W końcu oderwałam się od jego ust i zatonęłam w jego oczach.Były piękne.Niebiesko-szara magnetyczna siła przyciągała swym urokiem.Mogłabym się w nie wpatrywać cały dzień.
-Zbieramy się chyba,co nie?-spojrzałam na zegarek.Za pięć minut pod domem miała pojawić się cała paczka.Oczywiście jedziemy dwoma samochodami.Ja jadę z Robertem i Ashley.Tyler,Sophie i Suzie jadą z Markiem.
-Weźmiesz moją torbę?-zapytałam robiąc oczka a'la kotek ze Shreka.Zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.
-Jasne,dla ciebie wszystko.-nałożył torbę na plecy,a ja się odwróciłam niczego się nie spodziewając.Głupek wziął mnie na ręce i przewiesił mnie sobie przez ramię.Oczywiście mój tyłek miał przed nosem więc chytrze to wykorzystał i dał mi klapsa.Zapiszczałam i uderzyłam go w plecy.Ten tylko zarechotał i wyszliśmy na korytarz.O nie,Stewart nigdy się nie poddaje.Zaczęłam go okładać pięściami po plecach,lecz on zdawał się tego nie czuć.Zaczęłam piszczeć jak szalona gdy zaczął schodzić po schodach.
-Zapamiętaj Pattinson,jeśli się wywalimy zabiję cię!-wykrzyczałam na głos i usłyszałam śmiech mojej matki i ojca.
-Nie martw się.Trzymam cię i nie pozwolę ci spaść.
-No ja myślę,bo jak nie to już nigdy nie spłodzisz żadnego dziecka,zrozumiano?
-Tak jest szefowo.-zasalutował między napadami śmiechu.Byliśmy już w salonie.Moi rodzice się na nas patrzeli ale ten głupek ani myślał mnie postawić na ziemie.Postanowiłam zatosować środek awaryjny.Pociągnęłam go za te miedziane włosy.Usłyszałam głośny syk,a po chwili jego głos:
-Kurde,za co?
-Za miłość do ojczyzny i chęć do życia głuptasie.A teraz puść mnie,bo będzie z tobą źle.-teatralnie się wystraszył i postawił mnie na ziemi.
-Grzeczny chłopczyk.-rodzice zaczęli się śmiać.Ja tak samo.Robert za to stał "obrażony" z miną małego dziecka co nie dostało lizaka.
Mama podeszłą do mnie i uścisnęła mnie.
-Uważajcie tylko.Nie chce jeszcze zostać babcią w tak młodym wieku.-szepnęła i zaśmiała się puszczając mi oczko.Uśmiechnęłam się i po chwili byłam w ramionach mojego ojca.
-No córcia,robisz duży krok ku dorosłości.
-Ej...tatuś przecież ja nie wyjeżdżam nie wiadomo gdzie.Wrócę przecież.-poklepałam ojca po ramieniu i złapałam Roba za rękę.Ten pocałował mnie w policzek i wyszliśmy.
Przed domem czekała już całą nasza paczka.Sophie oczywiście całowała się z Tylerem,a Suzie z Markiem.Tylko biedna Ashley uśmiechała się do nas promiennie.
-Cześć Kris,wybacz mi ale nie udało mi się odciągnąć tych gołąbeczków od siebie.
-Oj tam,oj tam.-krzyknął Mark wybuchając tym misiowatym śmiechem.
-0Okay,to co?Jedziemy?-wszyscy potwierdzili i już wsiadaliśmy do samochodów.Robert prowadził,a ja nie chcąc aby Ash siedziała sama usadowiłam się z tyłu.Robert zrobił minę cierpiętnika,posłałam mu tylko całusa i zaczęłam gadać z przyjaciółką.
Z L.A. do miejsca w którym mieliśmy spędzić cały tydzień było 86 km.Rozłożyłam się wygodnie na siedzeniu,a Rob włączył radio.Akurat leciała piosenka Apologize.Wiedziałam,że Robert ją uwielbia.Ja z resztą też.Zazwyczaj puszczamy ją sobie jak się kochamy.Jest wtedy tak romantycznie...
Mój ukochany zaczął po chwili śpiewać:
- Trzymając się Twojej liny,jestem dziesięć stóp ponad ziemią.Słyszę, co mówisz, ale nie potrafię wydobyć głosu.Mówisz mi, że mnie potrzebujesz,potem odchodzisz i się ode mnie odcinasz, poczekaj...Mówisz, że jest Ci przykro nie pomyślałaś, że się odwrócę i powiem.-teraz zaczęłam śpiewać ja z Ashley:
-Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.
- Mógłbym dać Ci jeszcze jedną szansę, zaakceptować te krzywdy. Poświęciłbym bym życie za Ciebie...
Potrzebuję Cię jak serce bicia.Ale to nic nowego...Moja miłość była gorejącym płomieniem, który teraz stygnie,a Ty mówisz:"Przepraszam", tak jak anioł, niebo sprawiło, że myślałem, że nim jesteś...Ale obawiam się, że.
- Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.Trzymając się Twojej liny,jestem dziesięć stóp ponad ziemią...-Ashley zaśmiała się.
-Wiecie co,powinniśmy chyba jakiś zespół założyć,a już szczególnie ty Rob.
-Tak,Robert cudnie śpiewa.-dołączyłam do chwalenia mojego chłopaka.
-Hah,jak będziecie tak mówił to popadnę w samozachwyt i wtedy Krissy zastosuje znów na mnie swoją broń.-przyjaciółka spojrzała się na mnie pytającym wzrokiem.Spaliłam raka.
-O co chodzi?Powie mi ktoś w końcu?-zapytała,a Robert i ja jednoczeście krzyknęliśmy:
-Nie!-Green podniosła ręce w poddańczym geście i pokręciła zabawnie głową.
-Ja chyba nigdy nie zrozumiem zakochanych.
_WriteAlex_
sobota, 19 października 2013
Rozdział 14- Ach ta dzisiejsza młodzież...
Witam, witam!
Przed wami kolejny rozdział, choć muszę przyznać, że nie jestem zbytnio z niego zadowolona :/
Cały tydzień miałam zawalony i dopiero wczoraj w pośpiechu udało mi się to napisać. Mam jednak nadzieję, że nie będziecie zbytnio krytyczni ;)
Pozdrawiam,
Misia :D
Przymykam oczy, delektując
się chwilą, gdy nagle słyszę jakiś przytłumiony hałas
dobywający się z dołu. Chwilowo nasłuchuję w ciszy, po czym
ignoruję to, gdy hałas się nie powtarza. W końcu jesteśmy sami w
domu, więc kto miałby się tam niby znaleźć? Powracam do
głaskania Roberta po głowie, dziwiąc się miękkiej strukturze
jego kosmyków. Przyjemnie łaskoczą moją skórę, gdy
przemieszczają się między moimi palcami.
Chłopak mruczy z
zadowolenia, kiedy specjalnie przejeżdżam paznokciami po skórze
jego głowy. Uśmiecham się sama do siebie i ponawiam ten ruch, co
tym razem sprawia, że ten jeszcze bardziej wtula się w moją klatkę
piersiową, nosem trącając moją pierś. Cichy chichot opuszcza
moje usta, jednak nie zaprzestaję drapania go. W końcu chyba
stwierdzając, że jest mi coś dłużny, przesuwa się nieco do
przodu i z zamkniętymi oczyma chwyta mój sutek w usta, ssąc go
delikatnie. Tym razem jęczę, czując przyjemne prądy rozchodzące
się po całym moim ciele. Chwytam jego twarz w dłonie i przyciągam
go do pocałunku. Ledwie muskam jego usta swoimi, gdy...
-Cholera!- słyszę syk.
Nieruchomieję. Nadal przytrzymując twarz Roberta milimetry od
swojej, spoglądam w stronę drzwi. Klamka opada w dół i nagle do
pokoju wchodzi moja matka.- Kris, czy ty...?- milknie jednak, gdy
spogląda w stronę łóżka.
-Pani Jules?!- chłopak
niemal piszczy i starając się zakryć, upada na ziemię z kołdrą.
Moja matka obraca się do
nas plecami cała czerwona na twarzy. Ja nie jestem gorsza. Rumieniec
pali moje policzki. Wyskakuję więc szybko z łóżka i narzucam na
siebie koszulę Roberta, która-dzięki Bogu-dosięga niemal moich
kolan. Udaje mi się jeszcze spojrzeć na chłopaka, który masując
swoje plecy, jednocześnie próbuje owinąć wokół siebie kołdrę.
-Umm... Mamo, mieliście
być u cioci?- brzmi to bardziej jak pytanie, lecz teraz to nie jest
ważne.
Najważniejsze, dlaczego
ona się tutaj, do cholery, znalazła?!
Moja matka spogląda przez
ramię i zauważając, że nasz ubiór jest w miarę odpowiedni,
odwraca się. Widać, że sama nie wie, co ma powiedzieć. Denerwuje
się tak samo jak ja i Rob. A przede wszystkim jest równie
zawstydzona.
-Yyy... Tak, jesteśmy u
cioci. Tylko cofnęłam się, bo zapomniałam dokumentów i...
Przepraszam, naprawdę nie wiedziałam, że zastanę was w... w takim
momencie- spogląda to na mnie, to na Roberta, który ucieka wzrokiem
zażenowany całą tą sytuacją.- Mam tylko nadzieję, że
odpowiednio się zabezpieczyliście- dodaje, tym razem całkowicie
zwracając uwagę na moją osobę.
Spuszczam głowę, z
zaciekawieniem oglądając panele podłogowe w moim pokoju. Nie
potrafię jakoś spojrzeć jej w oczy, po tym jak nas przyłapała.
Nieśmiało kiwam więc głową, mając nadzieję, że zauważy to
lekkie skinienie. Bawiąc się końcami koszuli, czekam, aż ktoś
się odezwie, jednak długa, niezręczna cisza sprawia, że niemal
wariuję. Nienawidzę być w takich sytuacjach.
-Mamo, ja...- zaczynam
niepewnie, podnosząc wzrok.
Ucisza mnie, unosząc
dłoń. Milknę więc posłusznie, czekając.
-Kristen, jesteś
pełnoletnia. Możesz robić, co chcesz. Nawet jeżeli chodzi...
chodzi o to- wzdycha, po czym zauważam w jej oczach łzy.
Mieszam się nieco, nie
wiedząc, co zrobiłam źle.
-Jesteś zawiedziona?-
chrypię, czując, że sama zaraz się rozpłaczę, jeśli
przytaknie.
Ta jednak przeczy, kręcąc
energicznie głową. Wydaje mi się, że chce w ten sposób
powstrzymać łzy, które jednak zaczęły spływać po jej- wciąż
zarumienionych- policzkach.
-Ja po prostu... Skarbie,
nie mogę uwierzyć w to, że jesteś już dorosła. To tak szybko
się potoczyło. Jeszcze pamiętam, jak biegałaś po domu w
pieluchach, krzycząc, że się posiusiałaś...-kończy, ignorując
moje nieme sprzeciwy.
Chichot Roberta dociera do
mnie, co sprawia, że rumienię się ponownie.
-Mamo, ja wiem, że Cię
to wzrusza, ale mogłabyś nie opowiadać takich rzeczy przy moim
chłopaku? Zawstydzasz mnie- mówię szeptem.
Spogląda mi przez ramię
w stronę Roberta i uśmiecha się do niego ciepło. Ja również
spoglądam w jego stronę. Gasi świeczki poustawiane niemal w całym
pokoju. Najwyraźniej się już rozluźnił. Widząc to, na mojej
twarzy pojawia się również uśmiech, tyle że pełen czułości i
miłości do niego.
-Postarał się, co?-
słyszę ciche pytanie.
Patrzę na matkę i
przytakuję, szczerząc się niemal jak idiotka. Nie potrafię ukryć
przed nią tego, jaka jestem szczęśliwa. Pragnę się tym dzielić
ze wszystkimi, obdarzać ich tym moim szczęściem.
-Bardzo- odpowiadam
również szeptem.
-Podobało Ci się
chociaż?
Moje oczy robią się
wielkie. Nigdy nie spodziewałabym się, że moja własna matka może
mnie zapytać o coś takiego.
-Mamo...- mówię z
zażenowaniem, na powrót czując napływający rumieniec.
Jej głośny śmiech
wypełnia mój pokój. Robert patrzy w naszą stronę zainteresowany,
lecz gdy widzi moje policzki, uśmiecha się promiennie. W przypływie
odwagi podchodzi do nas i obejmuje mnie w pasie. Unoszę głowę, by
na niego spojrzeć i otrzymuję czułego całusa w czoło. Kąciki
moich ust unoszą się wysoko. Uwielbiam takie chwile. Czując się
bezpiecznie, wtulam się jeszcze bardziej w jego bok.
-Nie będę wam już
przeszkadzać. Wracamy jutro. Będziemy koło południa, więc wtedy
bądźcie ubrani, bo nie wiem, czy John byłby taki wyrozumiały-
puszcza nam oczko, a ja słyszę, jak Robert przełyka przerażony tą
wizją.- W naszej łazience znajduje się pudełko prezerwatyw, gdyby
wam zabrakło... Hmm... No to chyba wszystko... Nie narozrabiajcie za
bardzo dzieciaki- ściska Roberta, po czym przytula mnie przez
dłuższą chwilę. Gdy się odsuwa, w oczach ponownie ma łzy.- Już
dorosła... Jak ten czas szybko leci...- mówi nieco piskliwym
głosem, więc wiem, że jeszcze chwila a rozpłacze się całkowicie.
Obracam więc ją i
wyprowadzam z pokoju, mając nadzieję, że to pomoże. I działa.
Wywołuje to u niej głośny śmiech przy schodzeniu na dół.
-Idź już, mamo!- wołam,
machając jej na pożegnanie.
Kiwa głową z
politowaniem, kładąc dłoń na klamce.
-Ach ta dzisiejsza
młodzież... Tylko seks im w głowie- wzdycha.
Chwytam poduszkę, która
leży na podłodze i rzucam ją w moją matkę. Nie dolatuje jednak
do niej, lecz sprawia, że ponownie wybucha śmiechem.
-Jedź do cioci!- sama
chichoczę, opierając się o barierkę.
-Już, już... Kto by
pomyślał, że mam tak niewyżytą córkę?
Krzyżuję ramiona na
piersi, unosząc groźnie brew.
-Mam iść po drugą
poduszkę? Tym razem doleci- staram się być poważna, choć kącik
moich ust drży.
Moja matka uśmiecha się
do mnie szeroko i otwiera w końcu drzwi.
-Bawcie się dobrze!-
macha do mnie i wychodzi, zamykając za sobą.
Siadam na podłodze,
wypuszczając głośno powietrze. Odchylam głowę i opieram ją o
barierkę za mną. Przymykam powieki, by wszystko sobie poukładać.
Nigdy nawet nie przypuszczałam, że dojdzie do takiej sytuacji.
Nigdy! Otwieram oczy i widzę wspartego o ścianę Roberta. Uśmiecha
się do mnie zawadiacko, co sprawia, że każdy mój mięsień się
rozluźnia. Wszystkie sprawy stają się nieważne. Teraz liczy się
tylko on. On i ja. My.
Podnoszę się i powoli
zbliżam się do niego, obserwując, jak jego uśmiech się poszerza.
Gdy docieram do chłopaka, spoglądam na tą nieproszoną kołdrę.
Hmm... Szybkim ruchem pociągam ją w dół i opada z szelestem na
podłogę, ukazując mi ten upragniony widok. Robert nawet się nie
rusza. Wciąż stoi wsparty o ścianę, czekając na to, co zrobię.
Oblizuję wyraziście usta, pchając go w stronę łóżka.
-Moja matka mówiła coś
o prezerwatywach w łazience, prawda?- mruczę mu do ucha.
Śmieje się radośnie,
opadając na łóżko. Unosi się na łokciach, przyglądając mi
się, gdy rozpinam guziki niepotrzebnej koszuli.
-Twoja mama miała rację,
mówiąc, że jesteś niewyżyta, skarbie- przyciąga mnie do siebie
gwałtownie, sprawiając, że ląduję na jego kolanach okrakiem.
Mruczę, po czym całuję
go delikatnie.
-Świętą rację...-
przyznaję i atakuję jego rozchylone usta.
Głośny śmiech Roberta
dźwięczy w moich uszach, a ja pragnę tylko jednego. By nigdy ich
nie opuszczał...
sobota, 12 października 2013
Rozdział 13- Dla mnie, ta chwila mogłaby trwać całe wieki.
Witajcie, kochani. Przed Wami kolejny rozdział naszego opowiadania. Wiem, że dodaję go z małym opóźnieniem, ale szkoła i związane z nią obowiązki nie dają mi wiele czasu na pisanie. Proszę zatem o wyrozumiałość. Ten rozdział został napisany według życzenia naszej Misi, dlatego chciałabym go jej zadedykować. Mam nadzieję, że spełniłam Jej i Wasze oczekiwania.
Oczywiście tradycyjnie- nie zapomnijcie o wyrażeniu swojej opinii w komentarzach ;) A teraz, zapraszam Was do czytania :D
(za ewentualne blędy przepraszam :P)
Lulu
Otwieram oczy. Robert leży zwrócony twarzą do mnie i uważnie mi się przygląda. Gładzę dłonią jego tors, a on delikatnie się uśmiecha. Dla mnie, ta chwila mogłaby trwać całe wieki.
- Masz ochotę na powtórkę, kochanie?- pyta tak zmysłowym głosem, że niemal zachłystuję się powietrzem. Mrugam kilka razy, a potem lekko, prawie niezauważalnie kiwam głową. Mam na niego ogromną ochotę.
Tym razem postanawiam przejąć inicjatywę. Siadam na nim okrakiem i przytrzymuję mu ręce ponad głową. Patrzę mu głęboko w oczy i widzę, że podoba mu się to, co robię. Bardzo podoba. Tak, jak mi. Ocieram się powoli o niego, a on mruczy z zadowolenia. Robię to ponownie, a następnie z mocą wpijam się w jego usta, jakby chcąc wyssać z niego, co tylko możliwe. Nasze oddechy się mieszają. Jest coraz lepiej. Język Roberta porywa mój. Jego dłonie gładzą moje ciało. Odrywam swoje usta od niego i kieruję pocałunki na jego policzki, szyję, klatkę piersiową... I wracam do jego twarzy, przesuwam zębami po jego zaroście, a on mruczy i ciągnie delikatnie moje włosy. Potem znowu kieruję się w stronę jego klatki i niżej, niżej. W końcu docieram do jego pobudzonej męskości. Rzucam mu zmysłowe, dzikie spojrzenie. Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczyma, a ja triumfalnie się uśmiecham i przejeżdżam językiem po swoich wargach. Jego oczy jeszcze bardziej ciemnieją, ale nic nie mówi. Przełyka głośno, a ja ujmuję jego męskość w dłoń i masuję, patrząc mu cały czas w oczy. Góra, dół. Cały czas, nieprzerwanie moje ruchy go pobudzają. Zamyka oczy i jęczy głośno. Podoba mi się ta jego reakcja. Cholernie podoba. I w tym momencie zataczam językiem kółko wokół jego główki, a on wydaje z siebie zduszony jęk. Biorę go całego do ust i ssę mocno, cały czas patrząc na niego. Zaciska mocno powieki.
- O cholera, Kris- mruczy cicho, obezwładniony przez pożądanie.
Te słowa jeszcze bardziej mnie motywują. Otaczam go językiem i ssę jeszcze mocniej i szybciej. W pewnym momencie odsłaniam zęby i przejeżdżam nimi po całej męskości Roberta. Wydaje mi się, że dłużej już nie wytrzyma. I tak też jest. Ciągnie mnie za włosy i dochodzi głośno w moich ustach, krzycząc moje imię. Szybko połykam ciepły płyn wlewający mi się do gardła. Mmmm... pyszny jest. Spoglądam na niego z szerokim uśmiechem.
- Kotku, to było... - mruczy, a potem podciąga mnie wyżej i całuje z mocą, jakby mi dziękując- Teraz pora zrobić coś z pani potrzebami- szepcze mi do ucha i przygryza delikatnie jego płatek. Odwraca mnie na łóżku tak, że teraz to ja leżę pod nim. Całuje mnie raz jeszcze. Ujmuje moją pierś i pociera kciukiem brodawkę, a ja wiję się pod nim. Potrzebuję go już. Nie mogę czekać. On, jakby czytając w moich myślach wbija się we mnie i szybko zaczyna poruszać. Cały czas pieści, całuje i przygryza moją skórę, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Jest we mnie coraz głębiej i głębiej. Moje biodra, za każdym razem wychodzą mu naprzeciw. Jego pchnięcia są mocne, stanowcze. Tak, jak tego chcę. Czuję, że jestem już blisko. Robert też to wie i przygryza moje piersi, ssie stwardniałe sutki, a ja nie mogę już dłużej wytrzymać. Eksploduję wokół niego, krzycząc coś niezrozumiałego. On robi to samo zaraz po mnie.
Ciężko dyszymy, czekając, aż nasze oddechy się wyrównają. Robert leży na mnie, z głową złożoną na mojej piersi. Przeczesuję palcami jego włosy i całuję czule jego czoło. Czuję, jak się uśmiecha.
- Było niesamowicie, skarbie, dziękuję. Kocham cię- mówię w końcu, gdy moje ciało się uspokaja.
- Ty byłaś niesamowita. Też cię kocham, słonko.
Oczywiście tradycyjnie- nie zapomnijcie o wyrażeniu swojej opinii w komentarzach ;) A teraz, zapraszam Was do czytania :D
(za ewentualne blędy przepraszam :P)
Lulu
Otwieram oczy. Robert leży zwrócony twarzą do mnie i uważnie mi się przygląda. Gładzę dłonią jego tors, a on delikatnie się uśmiecha. Dla mnie, ta chwila mogłaby trwać całe wieki.
- Masz ochotę na powtórkę, kochanie?- pyta tak zmysłowym głosem, że niemal zachłystuję się powietrzem. Mrugam kilka razy, a potem lekko, prawie niezauważalnie kiwam głową. Mam na niego ogromną ochotę.
Tym razem postanawiam przejąć inicjatywę. Siadam na nim okrakiem i przytrzymuję mu ręce ponad głową. Patrzę mu głęboko w oczy i widzę, że podoba mu się to, co robię. Bardzo podoba. Tak, jak mi. Ocieram się powoli o niego, a on mruczy z zadowolenia. Robię to ponownie, a następnie z mocą wpijam się w jego usta, jakby chcąc wyssać z niego, co tylko możliwe. Nasze oddechy się mieszają. Jest coraz lepiej. Język Roberta porywa mój. Jego dłonie gładzą moje ciało. Odrywam swoje usta od niego i kieruję pocałunki na jego policzki, szyję, klatkę piersiową... I wracam do jego twarzy, przesuwam zębami po jego zaroście, a on mruczy i ciągnie delikatnie moje włosy. Potem znowu kieruję się w stronę jego klatki i niżej, niżej. W końcu docieram do jego pobudzonej męskości. Rzucam mu zmysłowe, dzikie spojrzenie. Patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczyma, a ja triumfalnie się uśmiecham i przejeżdżam językiem po swoich wargach. Jego oczy jeszcze bardziej ciemnieją, ale nic nie mówi. Przełyka głośno, a ja ujmuję jego męskość w dłoń i masuję, patrząc mu cały czas w oczy. Góra, dół. Cały czas, nieprzerwanie moje ruchy go pobudzają. Zamyka oczy i jęczy głośno. Podoba mi się ta jego reakcja. Cholernie podoba. I w tym momencie zataczam językiem kółko wokół jego główki, a on wydaje z siebie zduszony jęk. Biorę go całego do ust i ssę mocno, cały czas patrząc na niego. Zaciska mocno powieki.
- O cholera, Kris- mruczy cicho, obezwładniony przez pożądanie.
Te słowa jeszcze bardziej mnie motywują. Otaczam go językiem i ssę jeszcze mocniej i szybciej. W pewnym momencie odsłaniam zęby i przejeżdżam nimi po całej męskości Roberta. Wydaje mi się, że dłużej już nie wytrzyma. I tak też jest. Ciągnie mnie za włosy i dochodzi głośno w moich ustach, krzycząc moje imię. Szybko połykam ciepły płyn wlewający mi się do gardła. Mmmm... pyszny jest. Spoglądam na niego z szerokim uśmiechem.
- Kotku, to było... - mruczy, a potem podciąga mnie wyżej i całuje z mocą, jakby mi dziękując- Teraz pora zrobić coś z pani potrzebami- szepcze mi do ucha i przygryza delikatnie jego płatek. Odwraca mnie na łóżku tak, że teraz to ja leżę pod nim. Całuje mnie raz jeszcze. Ujmuje moją pierś i pociera kciukiem brodawkę, a ja wiję się pod nim. Potrzebuję go już. Nie mogę czekać. On, jakby czytając w moich myślach wbija się we mnie i szybko zaczyna poruszać. Cały czas pieści, całuje i przygryza moją skórę, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Jest we mnie coraz głębiej i głębiej. Moje biodra, za każdym razem wychodzą mu naprzeciw. Jego pchnięcia są mocne, stanowcze. Tak, jak tego chcę. Czuję, że jestem już blisko. Robert też to wie i przygryza moje piersi, ssie stwardniałe sutki, a ja nie mogę już dłużej wytrzymać. Eksploduję wokół niego, krzycząc coś niezrozumiałego. On robi to samo zaraz po mnie.
Ciężko dyszymy, czekając, aż nasze oddechy się wyrównają. Robert leży na mnie, z głową złożoną na mojej piersi. Przeczesuję palcami jego włosy i całuję czule jego czoło. Czuję, jak się uśmiecha.
- Było niesamowicie, skarbie, dziękuję. Kocham cię- mówię w końcu, gdy moje ciało się uspokaja.
- Ty byłaś niesamowita. Też cię kocham, słonko.
niedziela, 29 września 2013
Rozdział 12-To jest właśnie miłość.
Hej wszystkim!Oto przed Wami dwunasty rozdział.Wiem,że krótki no ale wiecie,szkoła i mało czasu. :)
_WriteAlex_
Ciepłe promienie słoneczne delikatnie ogrzewały moje ciało.Rozgrzane ramiona Rob oplatały moją talię.Mimowolnie się uśmiechnęłam i wróciłam myślami do wczorajszej nocy.
Było idealnie.Tak właśnie wymarzyłam sobie mój pierwszy raz.Zaśmiałam się cichutko,gdyż Robert chuchał mi w twarz.
-Witaj piękna.-rzekł i delikatnie musnął swoimi wargami moje.
-Cześć Skarbie.-oparłam głowę o jego tors i zaczęłam badać fakturę jego skóry.Robert za to,kreślił kółka na moich plecach co przyprawiło mnie o dreszcze.Jednak nie z zimna.To było coś niesamowitego.Nagle szybko zerwałam się z łóżka.Robert miał zdezorientowaną minę a ja byłam sparaliżowana strachem.
-Kotku,zrobiłem coś nie tak?-zapytał drżącym głosem.a ja pokiwałam przecząco głową.
-Rodzice...-to jedno słowo sprawiło,że na ustach mojego kochanka zagościł szeroki uśmiech.Zdziwiona spojrzałam się na niego.
-Cameron o wszystko zadbał i cała twoja rodzinka wyjechała na weekend do jakiejś ciotki.-odetchnęłam z ulgą i opadłam na poduszki.Czułam się zmęczona.Z resztą Robert też wyglądał jakby miał zaraz zasnąć.Odwróciłam się do niego twarzą i przytuliłam.On zrobił to samo i po chwili oddaliśmy się objęciom Morfeusza.
ROBERT(Sen o nim i Kristen):
Serce, w drodze znów.Poruszające się do przodu.Kije i kamienie nie połamią naszych kości.Jesteśmy w aucie na autostradzie.To jest magiczne uczucie którego nie doświadczysz w domu.To jest Twe serce, ono jest żywe.Pompuje krew.I to jest Twoje serce.Pompujące krew.I cały świat gwiżdże.I gwiżdże.Serce, znów w biegu.Napęd jest silny wszędzie.Kije i kamienie nie przyniosą nam zimna.Niebo jest kulą i pasuje tu.To najlepsze uczucie na świecie.Jakby nic nie mogło pójść źle.Jesteś siodłem świata, nie musisz wiedzieć.Ja i moje szczęście to cały wszechświat razem wzięty i razem kochamy się.
KRISTEN(Sen o niej i Michaelu):
Zwykle gryzłam się w język i wstrzymywałam oddech.Nie miałam odwagi, by namieszać i zrobić bałagan.Więc siedziałam cicho, grzecznie przytakując.Chyba zapomniałam o tym, iż miałam wybór.Pozwoliłam ci pchnąć mnie za granicę swojej wytrzymałości.Nic nie znaczyłam, więc na wszystko dałam się nabrać.Gnębiłeś mnie, ale się podniosłam.Już otrzepałam się z kurzu.Słyszysz mój głos, słyszysz ten dźwięk.Jak grzmot, zamierzam wstrząsnąć ziemią.Gnębiłeś mnie, ale się podniosłam.Szykuj się, bo mam dość.Widzę to wszystko, teraz to widzę.Teraz unoszę się jak motyl.Żądląc jak pszczoła, zasłużyłam na uznanie.Przeszłam od zera do mojego własnego bohatera.Znalazłam teraz szczęście.Tak właśnie szczęście.Czuję się lepiej.Bez twojej ingerencji.Mam to na co zasłużyłam.Miłość prawdziwą.A ty zostałeś z niczym.Masz czego chciałeś.Usłyszałeś mój głos,jakby ryk lwa.Odważyłam się sprzeciw stawić.Jestem już silna.Jestem własną ikona bohatera.Żyję i cieszę się z tego.Unoszę się w szczęściu.A ty zostałeś zerem.Nic nie znaczącym.Wygrałam walkę,a nagrodą było moje życie.
_WriteAlex_
Ciepłe promienie słoneczne delikatnie ogrzewały moje ciało.Rozgrzane ramiona Rob oplatały moją talię.Mimowolnie się uśmiechnęłam i wróciłam myślami do wczorajszej nocy.
Było idealnie.Tak właśnie wymarzyłam sobie mój pierwszy raz.Zaśmiałam się cichutko,gdyż Robert chuchał mi w twarz.
-Witaj piękna.-rzekł i delikatnie musnął swoimi wargami moje.
-Cześć Skarbie.-oparłam głowę o jego tors i zaczęłam badać fakturę jego skóry.Robert za to,kreślił kółka na moich plecach co przyprawiło mnie o dreszcze.Jednak nie z zimna.To było coś niesamowitego.Nagle szybko zerwałam się z łóżka.Robert miał zdezorientowaną minę a ja byłam sparaliżowana strachem.
-Kotku,zrobiłem coś nie tak?-zapytał drżącym głosem.a ja pokiwałam przecząco głową.
-Rodzice...-to jedno słowo sprawiło,że na ustach mojego kochanka zagościł szeroki uśmiech.Zdziwiona spojrzałam się na niego.
-Cameron o wszystko zadbał i cała twoja rodzinka wyjechała na weekend do jakiejś ciotki.-odetchnęłam z ulgą i opadłam na poduszki.Czułam się zmęczona.Z resztą Robert też wyglądał jakby miał zaraz zasnąć.Odwróciłam się do niego twarzą i przytuliłam.On zrobił to samo i po chwili oddaliśmy się objęciom Morfeusza.
ROBERT(Sen o nim i Kristen):
Serce, w drodze znów.Poruszające się do przodu.Kije i kamienie nie połamią naszych kości.Jesteśmy w aucie na autostradzie.To jest magiczne uczucie którego nie doświadczysz w domu.To jest Twe serce, ono jest żywe.Pompuje krew.I to jest Twoje serce.Pompujące krew.I cały świat gwiżdże.I gwiżdże.Serce, znów w biegu.Napęd jest silny wszędzie.Kije i kamienie nie przyniosą nam zimna.Niebo jest kulą i pasuje tu.To najlepsze uczucie na świecie.Jakby nic nie mogło pójść źle.Jesteś siodłem świata, nie musisz wiedzieć.Ja i moje szczęście to cały wszechświat razem wzięty i razem kochamy się.
KRISTEN(Sen o niej i Michaelu):
Zwykle gryzłam się w język i wstrzymywałam oddech.Nie miałam odwagi, by namieszać i zrobić bałagan.Więc siedziałam cicho, grzecznie przytakując.Chyba zapomniałam o tym, iż miałam wybór.Pozwoliłam ci pchnąć mnie za granicę swojej wytrzymałości.Nic nie znaczyłam, więc na wszystko dałam się nabrać.Gnębiłeś mnie, ale się podniosłam.Już otrzepałam się z kurzu.Słyszysz mój głos, słyszysz ten dźwięk.Jak grzmot, zamierzam wstrząsnąć ziemią.Gnębiłeś mnie, ale się podniosłam.Szykuj się, bo mam dość.Widzę to wszystko, teraz to widzę.Teraz unoszę się jak motyl.Żądląc jak pszczoła, zasłużyłam na uznanie.Przeszłam od zera do mojego własnego bohatera.Znalazłam teraz szczęście.Tak właśnie szczęście.Czuję się lepiej.Bez twojej ingerencji.Mam to na co zasłużyłam.Miłość prawdziwą.A ty zostałeś z niczym.Masz czego chciałeś.Usłyszałeś mój głos,jakby ryk lwa.Odważyłam się sprzeciw stawić.Jestem już silna.Jestem własną ikona bohatera.Żyję i cieszę się z tego.Unoszę się w szczęściu.A ty zostałeś zerem.Nic nie znaczącym.Wygrałam walkę,a nagrodą było moje życie.
sobota, 21 września 2013
Rozdział 11- Tyle mi wystarczy
Cześć!
Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Lulu postawiła mnie w takiej sytuacji, że musiałam opisać ich pierwszy raz i wiem, że zrobiła to specjalnie :P Nie wiem, czy mi się udało, więc mam nadzieję, że odpowiecie w komentarzach ;)
Dedykuję ten rozdział Lulu :P
Dedykuję ten rozdział Lulu :P
Pozdrawiam,
Misia :D
-Jesteś na to gotowa?-
pyta powoli, a ja bez wahania przytakuję.
Sama siebie zaskakuję,
lecz dopiero teraz dociera do mnie, jak bardzo chcę to zrobić, jak
bardzo chcę być jego. Tak naprawdę jego. Uśmiecham się więc do
niego i kładę dłonie płasko na piersi chłopaka. Patrzę mu
prosto w oczy i pochylam się do przodu, całując go czule. Czuję
jego niepewnie oplatające mnie w talii ramiona i doskonale wiem, że
nie tylko ja się boję. To ma być także pierwszy raz Roberta.
Drżącymi dłońmi
zaczynam rozpinać jego koszulę. Guzik po guziku. Gdy w końcu mi
się to udaje, odrywam od niego swoje usta i przyglądam się jego
ciału. Wzdycham cicho. Jest idealny.
Powoli wsuwam dłonie pod
koszulę i pozwalam jej bezwiednie opaść na podłogę. Przygryzam
wargę i unoszę ręce do góry, by mógł bez problemu ściągnąć
moją bluzkę. Zauważam, że przełyka nieco przerażony wizją
zdjęcia mojego ubioru. Najwyraźniej boi się, że coś mi przy tym
zrobi.
Zachęcam go, posyłając
mu promienny uśmiech. Przynajmniej mam nadzieję, że nie ujrzy w
nim odbicia mojego strachu. W końcu chwyta za dół mojej koszulki i
ostrożnie ściąga mi ją przez głowę. Nie patrząc na nią,
upuszcza ją i wpatruje się w moją klatkę piersiową. Wiem, że ja
robiłam dokładnie to samo i nie mogę go winić za ciekawość,
jednak nie nie poradzę na to, że czuję się nieswojo. Gorący
rumieniec wstępuje na moje policzki pomimo tego, że jestem nadal w
staniku. Nieco się ociągając, obracam się do niego plecami i
czekam, aż rozepnie mój biustonosz. Słyszę, jak jego oddech staje
się nierówny, szybki. Ja sama zaczynam oddychać inaczej. Moja
pierś gwałtownie unosi się i opada, jednak nie tylko ze strachu.
Także podniecenie zaczyna powoli ogarniać moje ciało, nieco mnie
rozluźniając.
Robert zgarnia moje włosy
na bok i składa delikatny pocałunek na mojej wyeksponowanej szyi.
Wzdycham cicho na to uczucie jego ciepłych warg.
Próbuje rozpiąć mój
stanik jedną ręką, lecz z marnym skutkiem. Z pomrukiem
niezadowolenia dołącza do tego drugą i już po chwili materiał
zsuwa się z moich ramion. Wiem, że się wstydzi brakiem
doświadczenia, ale właśnie ta cecha sprawia, że kocham go jeszcze
mocniej. Nieważne, że jest niedoświadczony. Ja też jestem i wizja
nas- uczących się i eksperymentujących- sprawia, że szczerze się
uśmiecham. Biorę głęboki oddech i obracam się do niego przodem,
zamykając przy tym oczy. Nie potrafię teraz na niego patrzeć. Nie
chcę widzieć grymasu niezadowolenia na jego pięknej twarzy.
Jednak wciąganie
powietrza ze świstem i następnie długie milczenie nieco zbija mnie
z tropu. Najpierw unoszę jedną powiekę i gdy widzę zachwyt w
oczach chłopaka, to samo robię z drugą. Jego śliczne ślepia
błyszczą jak nigdy dotąd. Zauważam, że co chwilę to rozluźnia
to zaciska dłonie, jakby powstrzymywał się przed dotknięciem
mnie. Wyciągam więc przed siebie rękę i chwytam go za nadgarstek.
Zdezorientowany patrzy na mnie i na swoją rękę. I tak w kółko,
aż w końcu rozumie, co chcę zrobić.
Kładę jego dłoń na
swojej piersi i przygryzam wargę, wyczekując jego reakcji. Spogląda
na mnie i delikatnie się uśmiecha, co sprawia, że i na moich
ustach pojawia się uśmiech. Dopiero teraz, gdy się rozluźniam,
odczuwam, jak bardzo to jest przyjemne. Niekontrolowanie wypycham
nieco klatkę do przodu i patrzę, jak Robert ochoczo kładzie drugą
dłoń na mojej wolnej piersi. Odchylam głowę do tyłu, ciesząc
się doznaniami. Nagle chłopak bierze mnie na ręce i ostrożnie
kładzie na środku łóżka. Nie spuszczam go z oczu. Obserwuję
uważnie każdy jego ruch. Kiedy siada na mnie okrakiem, czuję się
nieco dziwnie. Czekam na jakiś jego ruch. Przygryzam wargę, gdy
zsuwa się w dół i z zaskoczeniem patrzę, gdy bierze mój sutek w
usta. Cichy jęk opuszcza moją pierś. Nieznane, a jakże przyjemne
uczucie wywołuje, że całe moje ciało staje w ogniu. Wyginam się
w łuk, a moja dłoń zanurza się w miedzianych włosach chłopaka.
Miękkie pasma „przechodzą” między moimi palcami, subtelnie je
pieszcząc. Przyciągam jego twarz do swojej i całuję go początkowo
lekko, delikatnie, jakbym testowała to doświadczenie. Muskam
niepewnie jego wargi, raz dolną, raz górną, drażniąc tym nas
oboje. W końcu zatapiam się w jego ustach tak, jak tego pragnę.
Robię to z pasją, namiętnością, jakiej jeszcze nigdy nie
zaznałam.
Jakimś cudem udaje mi się
przeturlać z nim tak, że to ja siedzę na nim okrakiem. Nie
rozłączam jednak naszych ust. Ciągle go całuję, odnajdując w
jakichś zakamarkach mojego umysłu ukrytą odwagę. Moje dłonie
suną w dół po jego twardej, nagiej klatce piersiowej, aż
docierają do spodni. Opanowuję ich delikatne drżenie i w miarę
sprawnie je rozpinam. Z pomocą Roberta ściągam je i przełykam
głośno, gdy widzę jego wybrzuszone bokserki. Zajmuję się swoimi
jeansami i po chwili jesteśmy jedynie w bieliźnie. Wiem, że teraz
muszę zrezygnować ze wstydu. Nie mogę w tej chwili tego przerwać.
To zaszło już za daleko.
Chwytam za bokserki i
powoli ciągnę je w dół. Moje usta otwierają się z szoku, a na
moich policzkach pojawia się krwisty rumieniec. Niepewnie opuszkami
palców dotykam jego zdumiewającej męskości. Napawam się cichym
sykiem, który opuścił usta chłopaka.
-Kochaj się ze mną-
szepczę.
Kiwa głową na zgodę i
ostrożnie zamienia się ze mną miejscami. Teraz ja leżę na łóżku,
a Robert klęczy pomiędzy moimi nogami. Nieśmiało chwyta za moją
bieliznę i zsuwa ją z moich nóg. Oblizuje wargi, oglądając mnie
całą. Moje ciało ponownie staje w ogniu, lecz tym razem z
zawstydzenia.
-Kocham Cię- mówi
ciepło.
Jego spokojny ton
oddziałuje na mnie i rozluźniam się. Patrzę, jak nakłada
prezerwatywę i gości się między moimi nogami. Zarzucam mu ramiona
na szyję i przyciągam jego twarz do swojej.
-A ja kocham Ciebie. Zrób
mnie swoją- odpowiadam cicho.
Kładzie dłonie po obu
stronach mojej głowy i przykłada swoje czoło do mojego.
-Przepraszam za to, że
sprawię Ci ból- mruczy.
Nie udaje mi się jednak
odpowiedzieć, gdyż ostry ból przeszywa całe moje ciało. Krzyk
opuszcza moją pierś, a zmartwiona mina Roberta utwierdza mnie w
tym, że zrobiłam dobrze. Troszczy się o mnie. Nie chce, bym źle
się przez niego czuła.
Uśmiecham się do niego i
kiwam głową, dając mu znać, że wszystko w porządku.
Przygryza wargę i zaczyna
się poruszać. Czuję jeszcze lekki ból, jednak po chwili
całkowicie znika i odczuwam jedynie przyjemność. Poruszam się
razem z nim. Jego westchnienia i jęki mile łechcą moją dumę. To
ja jestem powodem jego zadowolenia. Tylko ja.
Moje ciało zaczyna
niekontrolowanie drżeć, a Rob uśmiecha się promiennie, patrząc
mi prosto w oczy. Jego ruchy są zdesperowane i wiem, że długo nie
wytrzyma. Przyciągam go do siebie i całuję namiętnie. Przelewam
całą swoją miłość w pocałunki. Chcę, by wiedział, jak bardzo
jest dla mnie ważny. Nagle całe moje ciało ogarnia rozkosz, o
jakiej nie śniłam. Wyginam się w łuk i krzyczę, czując, jak
zaciskam się wokół Roberta. Ten również to czując, dołącza do
mnie, jęcząc głośno i dociskając do mnie swoje biodra.
Wysuwa się, ściąga
napełnioną prezerwatywę i wyrzuca ją do śmietnika przy łóżku.
Kilka kosmyków jego włosów przykleiło mu się do czoła. Wygląda
na wyczerpanego, jednak nie potrafię sobie przypomnieć, by
kiedykolwiek wyglądał lepiej. Bezsilnie opada na mnie, kładąc
głowę na mojej piersi, a ja uśmiecham się szeroko. Nigdy nie
przypuszczałam, że może być tak cudownie. To wszystko przeszło
moje nawet najśmielsze oczekiwania.
Głaszczę chłopaka po
głowie, co chwilę zaplatając sobie na palec kosmyk jego włosów.
Równomiernie przeczesuję jego czuprynę i wzdycham co chwilę na
wspomnienie dzisiejszego aktu.
-Teraz jestem Twoja-
szepczę.
Wiem, że się uśmiecha,
słysząc to. Nawet nie muszę widzieć jego twarzy.
-A ja Twój- odpowiada
spokojnym, aczkolwiek głębokim głosem.
-Na zawsze?- pytam,
niecierpliwie czekając na jego reakcję.
Unosi głowę i przysuwa
się do mnie.
-I jeszcze dłużej, Kris,
i jeszcze dłużej- mruczy i całuje mnie czule.
Tyle mi wystarczy.
niedziela, 15 września 2013
Rozdział 10- Jesteś na to gotowa?
Kochani! Przed Wami dziesiąty rozdział opowiadania. Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał i wyrazicie swoje opinie na jego temat w komentarzach ;) To dla nas ważne. Możecie podrzucać nam także swoje pomysły, spostrzeżenia. Wszystko z radością weźmiemy pod uwagę.
Pozdrawiam cieplutko :D
Lulu
Jesteśmy pod moim domem. Od pięciu minut Robert jest jakiś nieswój. Jakby czymś się stresował. Nie wiem, o co chodzi i trochę mnie to martwi.
- Gotowa?- pyta.
- No tak- odpowiadam trochę zdziwiona.
Gotowa? Gotowa na co?
Obchodzi samochód i otwiera drzwi z mojej strony. Uśmiecham się delikatnie, a potem razem, trzymając się za ręce, idziemy do domu.
- Wszystko w porządku?- pytam zaniepokojona tym jego zachowaniem. Czym on się tak stresuje?
- W porządku- ucina, a moje zmartwienie wcale mnie nie opuszcza.
***
Nie mogę w to uwierzyć. To wszystko dla mnie? Sam to przygotował? Ale jak? Kiedy? O mój Boże... To takie piękne. W oczach zbierają mi się łzy, a policzki pieką od nagłego przypływu gorąca. Jego spojrzenie w tej chwili... Ummmm... Jest takie zmysłowe, pociągające i seksowne. Stanowcze, płomienne... wyczekujące. Niechętnie odwracam się od niego i raz jeszcze patrzę na to wszystko wokół mnie. Cały dom przybrany jest kwiatami. Różnokolorowymi Są wszędzie. Jakby ktoś stworzył z domu bajeczny ogród. Pomiędzy kwiatami ustawione są świece, które nadają pomieszczeniom niesamowity, tajemniczy nastrój. Gdzieniegdzie ustawione są także jabłka. Pełne, czerwone... Zaraz, zaraz... Jabłka? Przyglądam się im dokładniej i dopiero teraz zauważam, że to także są świece.Podchodzę do dużej komody w korytarzu i dostrzegam, iż leży na niej czosnek... Nie rozumiem. Skąd wziął się tu czosnek? Patrzę na Roberta, a on wzrusza ramionami.
- Twój plan wobec mnie uwzględniał użycie czosnku, prawda?
Co? Jaki plan? Zaczynam się zastanawiać i naglę doznaję olśnienia. Chodzi o plan zemsty, który, nawiasem mówiąc, nie udał mi się zbyt dobrze. Rumienię się. Obiecuję sobie w duchu, że uduszę tą paplę, Camerona.
-To całkiem zabawne- mówi, uśmiechając się radośnie.
- Cieszę się, że cię to bawi- bąkam.
Zakłada mi włosy za ucho i delikatnie gładzi mój policzek.
- Jesteś taka urocza, gdy się rumienisz- szepcze, a potem składa na moich ustach namiętny pocałunek.
Wiem, co dzisiejszej nocy ma się wydarzyć. On tego chce. Chce, bym poszła z nim w końcu do łóżka. Nie wiem jedynie, czy jestem na to gotowa. No ale przecież... Dlaczego nie? Jest moim chłopakiem, ufam mu bezgranicznie i...
- Kocham cię- mówię, patrząc mu prosto w oczy.
- Kocham cię- powtarza zaraz po mnie najpiękniejsze z wyznań.
Łączy nasze usta w gorącym pocałunku. Czuję to-intensywność jego pragnienia, które nagle przechodzi także na mnie..
Wszystko jest idealne. Takie piękne, jakby zaczarowane. Poddaję się temu mężczyźnie. Chcę tego, ponieważ on tego chce i dlatego, że tak bardzo go kocham.
- Rzucę ci do stóp cały świat, Kristen- mruczy, a potem znowu mnie całuje. Tym razem jeszcze mocniej, jeszcze bardziej namiętnie. Zalewa mnie fala ciepła. Cały świat. Dla mnie- to on jest całym światem. Moją rzeczywistością i moim marzeniem oraz wszystkim pomiędzy, Moją małą, silną planetą.
Nagle Robert bierze mnie na ręce i zanosi do pokoju. Tam też jest pełno kwiatów i świec. Przez otwarte okno widać granatowe niebo rozsrebrzone delikatnie światłem księżyca. Stawia mnie obok łóżka i odrywa tym samym swoje ciepłe usta od moich. Patrzy mi prosto w oczy. Jego spojrzenie kryje miłość, radość i pragnienie...
- Jesteś na to gotowa?
Pozdrawiam cieplutko :D
Lulu
Jesteśmy pod moim domem. Od pięciu minut Robert jest jakiś nieswój. Jakby czymś się stresował. Nie wiem, o co chodzi i trochę mnie to martwi.
- Gotowa?- pyta.
- No tak- odpowiadam trochę zdziwiona.
Gotowa? Gotowa na co?
Obchodzi samochód i otwiera drzwi z mojej strony. Uśmiecham się delikatnie, a potem razem, trzymając się za ręce, idziemy do domu.
- Wszystko w porządku?- pytam zaniepokojona tym jego zachowaniem. Czym on się tak stresuje?
- W porządku- ucina, a moje zmartwienie wcale mnie nie opuszcza.
***
Nie mogę w to uwierzyć. To wszystko dla mnie? Sam to przygotował? Ale jak? Kiedy? O mój Boże... To takie piękne. W oczach zbierają mi się łzy, a policzki pieką od nagłego przypływu gorąca. Jego spojrzenie w tej chwili... Ummmm... Jest takie zmysłowe, pociągające i seksowne. Stanowcze, płomienne... wyczekujące. Niechętnie odwracam się od niego i raz jeszcze patrzę na to wszystko wokół mnie. Cały dom przybrany jest kwiatami. Różnokolorowymi Są wszędzie. Jakby ktoś stworzył z domu bajeczny ogród. Pomiędzy kwiatami ustawione są świece, które nadają pomieszczeniom niesamowity, tajemniczy nastrój. Gdzieniegdzie ustawione są także jabłka. Pełne, czerwone... Zaraz, zaraz... Jabłka? Przyglądam się im dokładniej i dopiero teraz zauważam, że to także są świece.Podchodzę do dużej komody w korytarzu i dostrzegam, iż leży na niej czosnek... Nie rozumiem. Skąd wziął się tu czosnek? Patrzę na Roberta, a on wzrusza ramionami.
- Twój plan wobec mnie uwzględniał użycie czosnku, prawda?
Co? Jaki plan? Zaczynam się zastanawiać i naglę doznaję olśnienia. Chodzi o plan zemsty, który, nawiasem mówiąc, nie udał mi się zbyt dobrze. Rumienię się. Obiecuję sobie w duchu, że uduszę tą paplę, Camerona.
-To całkiem zabawne- mówi, uśmiechając się radośnie.
- Cieszę się, że cię to bawi- bąkam.
Zakłada mi włosy za ucho i delikatnie gładzi mój policzek.
- Jesteś taka urocza, gdy się rumienisz- szepcze, a potem składa na moich ustach namiętny pocałunek.
Wiem, co dzisiejszej nocy ma się wydarzyć. On tego chce. Chce, bym poszła z nim w końcu do łóżka. Nie wiem jedynie, czy jestem na to gotowa. No ale przecież... Dlaczego nie? Jest moim chłopakiem, ufam mu bezgranicznie i...
- Kocham cię- mówię, patrząc mu prosto w oczy.
- Kocham cię- powtarza zaraz po mnie najpiękniejsze z wyznań.
Łączy nasze usta w gorącym pocałunku. Czuję to-intensywność jego pragnienia, które nagle przechodzi także na mnie..
Wszystko jest idealne. Takie piękne, jakby zaczarowane. Poddaję się temu mężczyźnie. Chcę tego, ponieważ on tego chce i dlatego, że tak bardzo go kocham.
- Rzucę ci do stóp cały świat, Kristen- mruczy, a potem znowu mnie całuje. Tym razem jeszcze mocniej, jeszcze bardziej namiętnie. Zalewa mnie fala ciepła. Cały świat. Dla mnie- to on jest całym światem. Moją rzeczywistością i moim marzeniem oraz wszystkim pomiędzy, Moją małą, silną planetą.
Nagle Robert bierze mnie na ręce i zanosi do pokoju. Tam też jest pełno kwiatów i świec. Przez otwarte okno widać granatowe niebo rozsrebrzone delikatnie światłem księżyca. Stawia mnie obok łóżka i odrywa tym samym swoje ciepłe usta od moich. Patrzy mi prosto w oczy. Jego spojrzenie kryje miłość, radość i pragnienie...
- Jesteś na to gotowa?
sobota, 7 września 2013
Rozdział 9- To był dobry wybór.
Hej!Wróciłam do Was z nowym rozdziałem :).Mam nadzieję,ze się spodoba.Miłej lektury.
Ola:)
-Rob to na prawdę jest dziwne.
-Kris nie przejmuj się.Może to nie na nas się patrzy.Wydaje ci się.-i skutecznie ucisza mnie słodkim pocałunkiem.
Westchnęłam.Od jakiegoś czasu mam wrażenie,że ktoś nas obserwuje.I to nie ktoś ze szkoły.To był ktoś obcy.A mianowicie kobieta.Robert wmawiał mi,ze coś sobie ubzdurałam ale ja na prawdę widzę,że ona nam się przypatruje.
Siedziałam właśnie z Robem w ławce i słuchałam nauczyciela gdy nagle do klasy weszła pani dyrektor.Wszyscy posłusznie wstaliśmy.
-Ja chciałabym prosić Kristen Stewart i Roberta Pattinsona do swojego gabinetu.
-Tak proszę pani.-wybąkaliśmy oboje i wyszliśmy za nią.W drodze do gabinetu zastanawiałam się co my takiego zrobiliśmy.Spojrzałam Robowi w oczy ale on także nic nie wiedział.No cóż dowiemy się za chwilę.Weszliśmy do przestronnego,ładnie urządzonego pomieszczenia.Pani Scretes wskazała na nas abyśmy usiedli.Wykonaliśmy posłusznie polecenie i po chwili rozległo się pukanie.Odwróciłam głowę i moim oczom ukazała się ta kobieta co ciągle nam się przypatrywała.Ścisnęłam mojego chłopaka za rękę.
-Kristen,Robert.To jest pani Catherine Hardwicke.Będzie reżyserką nowego filmu.Ale to już sama wam opowie.Catherine może przejdziesz do konkretów?
-Tak.-uśmiechnęła się i kontynuowała:
-Więc przyglądałam wam się przez kilka ostatnich dni.Spytacie dlaczego.Razem ze
Stephenie Meyer wyreżyserujemy film.Nosi on tytuł Zmierzch.Jest on oparty na powieściach Stephenie.Główną bohaterką ma być nastoletnia Isabella Swan.Jej chłopakiem tle że wampirem ma być stuletni wampir Edward Cullen w ciele siedemnastolatka.Stąd mój pomysł na to aby poszukać młodych aktorów w szkole.Myślę,ze doskonale się nadajecie do tych ról.Aha.Mam jeszcze jedno pytanie.Jesteście parą?
-Tak.-odpowiedział Rob a ja pokiwałam głową.
-To świetnie.Pani Scretes czy mogłabym zabrać tę dwójkę na casting?
-Jeżeli się zgadzają to oczywiście.-spojrzały się na nas a my zgodnie pokiwaliśmy głowami.
-Cudownie!Poznacie resztę obsady.A;le najpierw musicie odegrać scenkę.Tyle że to na miejscu.Oh!Jest tyle rzeczy do zrobienia.-zaśmiała się a na mojej twarzy można było dostrzec błąkający się uśmiech.Twarz Roba też tak jakoś pojaśniała.
Godzinę później:
-Kristen!Robert!Jesteście gotowi?
-Tak jest!-zaśmialiśmy się.Otóż mieliśmy odegrać scenkę w której to Bella i Edward mieli się pocałować.Nie było z tym większego problemu.
Rob tak jak było w scenariuszu powiedział:
-Nie ruszaj się.-zastygłam w bezruchu.Czułam jego zniewalający oddech na skórze.Jego twarz przybliżała się z każdym minimalnym milimetrem.Poczułam jego miękkie wargi na swoich.Teraz musiałam pogłębić pocałunek i zarzucić mu ręce na szyję.Zrobiłam to.
-Stop!Jesteście genialni.Wiedziałam,że będziecie się nadawać.-
Catherine uściskała nas po czym dodała:
-Jutro zapoznacie się z resztą obstawy.Są od was starsi ale na pewno się dogadacie.-uśmiechnęliśmy się wszyscy i poszliśmy do samochodu.Przez drogę mój chłopak ciągle się do mnie uśmiechał i ściskał moją rękę.
-Twoi rodzice są w domu?-zapytał z uśmiechem na ustach.
-Nie.Wrócą o 21 a Cameron umówił się z dziewczyną a reszta jest na biwaku.
-Więc nie obrazisz się jak pojedziemy do ciebie?-puścił mi oczko na co ja sie zaśmiałam.
-Nie,nie obrażę.
Ola:)
-Rob to na prawdę jest dziwne.
-Kris nie przejmuj się.Może to nie na nas się patrzy.Wydaje ci się.-i skutecznie ucisza mnie słodkim pocałunkiem.
Westchnęłam.Od jakiegoś czasu mam wrażenie,że ktoś nas obserwuje.I to nie ktoś ze szkoły.To był ktoś obcy.A mianowicie kobieta.Robert wmawiał mi,ze coś sobie ubzdurałam ale ja na prawdę widzę,że ona nam się przypatruje.
Siedziałam właśnie z Robem w ławce i słuchałam nauczyciela gdy nagle do klasy weszła pani dyrektor.Wszyscy posłusznie wstaliśmy.
-Ja chciałabym prosić Kristen Stewart i Roberta Pattinsona do swojego gabinetu.
-Tak proszę pani.-wybąkaliśmy oboje i wyszliśmy za nią.W drodze do gabinetu zastanawiałam się co my takiego zrobiliśmy.Spojrzałam Robowi w oczy ale on także nic nie wiedział.No cóż dowiemy się za chwilę.Weszliśmy do przestronnego,ładnie urządzonego pomieszczenia.Pani Scretes wskazała na nas abyśmy usiedli.Wykonaliśmy posłusznie polecenie i po chwili rozległo się pukanie.Odwróciłam głowę i moim oczom ukazała się ta kobieta co ciągle nam się przypatrywała.Ścisnęłam mojego chłopaka za rękę.
-Kristen,Robert.To jest pani Catherine Hardwicke.Będzie reżyserką nowego filmu.Ale to już sama wam opowie.Catherine może przejdziesz do konkretów?
-Tak.-uśmiechnęła się i kontynuowała:
-Więc przyglądałam wam się przez kilka ostatnich dni.Spytacie dlaczego.Razem ze
Stephenie Meyer wyreżyserujemy film.Nosi on tytuł Zmierzch.Jest on oparty na powieściach Stephenie.Główną bohaterką ma być nastoletnia Isabella Swan.Jej chłopakiem tle że wampirem ma być stuletni wampir Edward Cullen w ciele siedemnastolatka.Stąd mój pomysł na to aby poszukać młodych aktorów w szkole.Myślę,ze doskonale się nadajecie do tych ról.Aha.Mam jeszcze jedno pytanie.Jesteście parą?
-Tak.-odpowiedział Rob a ja pokiwałam głową.
-To świetnie.Pani Scretes czy mogłabym zabrać tę dwójkę na casting?
-Jeżeli się zgadzają to oczywiście.-spojrzały się na nas a my zgodnie pokiwaliśmy głowami.
-Cudownie!Poznacie resztę obsady.A;le najpierw musicie odegrać scenkę.Tyle że to na miejscu.Oh!Jest tyle rzeczy do zrobienia.-zaśmiała się a na mojej twarzy można było dostrzec błąkający się uśmiech.Twarz Roba też tak jakoś pojaśniała.
Godzinę później:
-Kristen!Robert!Jesteście gotowi?
-Tak jest!-zaśmialiśmy się.Otóż mieliśmy odegrać scenkę w której to Bella i Edward mieli się pocałować.Nie było z tym większego problemu.
Rob tak jak było w scenariuszu powiedział:
-Nie ruszaj się.-zastygłam w bezruchu.Czułam jego zniewalający oddech na skórze.Jego twarz przybliżała się z każdym minimalnym milimetrem.Poczułam jego miękkie wargi na swoich.Teraz musiałam pogłębić pocałunek i zarzucić mu ręce na szyję.Zrobiłam to.
-Stop!Jesteście genialni.Wiedziałam,że będziecie się nadawać.-
Catherine uściskała nas po czym dodała:
-Jutro zapoznacie się z resztą obstawy.Są od was starsi ale na pewno się dogadacie.-uśmiechnęliśmy się wszyscy i poszliśmy do samochodu.Przez drogę mój chłopak ciągle się do mnie uśmiechał i ściskał moją rękę.
-Twoi rodzice są w domu?-zapytał z uśmiechem na ustach.
-Nie.Wrócą o 21 a Cameron umówił się z dziewczyną a reszta jest na biwaku.
-Więc nie obrazisz się jak pojedziemy do ciebie?-puścił mi oczko na co ja sie zaśmiałam.
-Nie,nie obrażę.
niedziela, 1 września 2013
Przepraszam
Dobra nie ma się co oszukiwać.Nie mam pomysłu na kolejny rozdział.Gdy już zaczynałam coś pisać nie wiedziałam jak to skończyć.Mam nadzieję,że zrozumiecie.Jest mi na prawdę przykro.Mam też prośbę do moich współautorek.Otóż chciałabym aby jedna z Was przejęła moją kolejkę.Odpracuję ją podwójnie.Gdy najdzie mnie tylko wena od razu do Was wracam i piszę ciąg dalszy.Proszę Was o zrozumienie i do zobaczenia.
Ola:)
Ola:)
piątek, 23 sierpnia 2013
Rozdział 8- Myślisz, że z nim mi się uda?
Zapraszam na 8 rozdział opowiadania :) Mam nadzieję, że wam się spodoba.
Miłej lektury :D
Misia ;)
Zamykam za sobą drzwi i
opieram się o nie plecami, wypuszczając powoli powietrze. Oddycham
spokojnie, próbując sobie przypomnieć, co dzisiaj się tak
naprawdę wydarzyło. Robert mnie lubi, całowałam się z nim i...
Czy ja naprawdę zaczęłam z nim chodzić?
Wchodzę po schodach,
kierując się do swojego pokoju, nie mogąc w to uwierzyć. Zostałam
dziewczyną Roberta Pattinsona. Tak, tego Roberta, z którym do
niedawna się wręcz nienawidziłam. Szybko ściągam z siebie
ubranie, biorę prysznic i kładę się do łóżka.
Co mnie do tego skłoniło.
Aż tak dobrze całuje, że mnie omamił? Przygryzam dolną wargę,
czując jak na moje policzki wkrada się rumieniec. Och, całuje...
Z cichym jękiem opadam na
poduszki, zamykając oczy. I co teraz? Słyszał to? Na pewno to
słyszał. Ale może jednak uzna, że lepiej będzie, jeśli tego nie
powiedziałam i będzie się zachowywał normalnie... Marzenie
ściętej głowy, dziewczyno. Dobrze wiesz, że tego właśnie
chciał.
Wzdycham ciężko i
zasłaniam oczy przedramieniem, chcąc zastanowić się nad tym
wszystkim na spokojnie. Przerywa mi jednak ciche skomlenie tuż przy
moim uchu.
Otwieram więc oczy i
widzę przed sobą śliczny pyszczek mojego psa. Jego duże oczy
wpatrują się we mnie z radością, co sprawia, że i ja się
uśmiecham. Podnoszę się na tyle, by oprzeć się o ramę łóżka
i biorę zwierzaka na kolana.
-Co tam mała? Troszkę
się pozmieniało, co?- głaszczę ją po główce, a ona z całą
swoją ufnością wtula się w moją dłoń. - Gdyby wszystko było
takie proste.. Zerwałam z Michaelem i co? Niedługo po tym jestem
już dziewczyną Roberta. Nie uważasz, że to trochę dziwne?-
patrzę na nią pytająco, na co ona szczeka cicho, lecz radośnie.
Uśmiecham się delikatnie.- Wiem, wiem... Też uważam, że Robert
jest przystojny... I to bardzo... No ale chyba liczą się też inne
cechy, prawda? Co jeżeli on chce mnie tylko zaciągnąć do łóżka?-
Lily spogląda na mnie spode łba, a ja chichoczę, widząc to.- Masz
rację, nie wygląda na takiego. A po tych kilku rozmowach z nim
stwierdziłam, że naprawdę myliłam się co do niego. Nie jest
wcale zapatrzonym w siebie dupkiem. Widzisz co może zrobić z tobą
przedwczesna ocena drugiej osoby? Straciliśmy tyle czasu, a mogliśmy
się przecież przyjaźnić od początku. Jednak to prawda, że kto
się czubi, ten się lubi- śmieję się, a Lily cicho poszczekuje,
co przypomina trochę psi śmiech. To sprawia, że wybucham głośnym
śmiechem, nie martwiąc się tym, że mogę obudzić pozostałych
domowników. - Jednak trochę się boję, wiesz Lily?- szepczę,
patrząc w stronę okna. Pies trąca mnie nosem, bym kontynuowała.
Wzdycham cicho.- Co jeśli nie jestem go warta? Co jeśli znajdzie
się ktoś lepszy? Boję się, że za bardzo się do niego przywiążę,
że zacznę się w nim... w nim zakochiwać... Nie chcę później
cierpieć- przytulam się do mojego kochanego zwierzaka, po czym
kładę się na plecach.- Kładź się- klepię poduszkę obok
siebie, po czym słyszę, jak się wierci. W końcu zwija się w
kłębek i czuję na swoim policzku jej oddech. Chichoczę cicho.-
Myślisz, że to może być ten jedyny? Ten który mnie nie zdradzi,
który będzie o mnie dbał? Ten, który będzie mnie kochał pomimo
moich wielu wad? - marzę na głos, patrząc się na sufit.
Przypominam sobie, jak dzisiaj mnie dotykał, przytulał, całował...
Był czuły, namiętny... Ach... - Boże... Lily, chyba naprawdę
zaczynam się w nim zakochiwać- jęczę żałośnie.- Nie wiem, czy
tego chcę. Jeśli to się stanie, łatwiej będzie mógł mnie
zranić, będę bardziej podatna na zranienia. Czuję jednak, że z
nim będzie inaczej, że Robert jest inny niż reszta. Myślisz, że
z nim mi się uda? - przechylam głowę, by móc spojrzeć na psa.
Wpatruje się we mnie
intensywnie i liże mnie w nos. Cichy chichot opuszcza moje usta w
chwili, gdy słyszę dźwięk sms-a. Biorę telefon do ręki i
otwieram wiadomość, widząc nieznany mi numer.
Cieszę
się niezmiernie z Twojej zgody. Jeśli mi pozwolisz, w poniedziałek
przyjadę po Ciebie i pojedziemy razem do szkoły. Rob :*
Sprawnie zapisuję numer i zaczynam pisać odpowiedź.
Jasne, będę czekać. Jeśli mogę wiedzieć, to
skąd masz mój numer?
Niecierpliwie czekam na wiadomość, uśmiechając się
szeroko do Lily. Ta zauważywszy mój nastrój, merda radośnie
ogonem z jęzorem na wierzchu. Wtedy to obie słyszymy dźwięk
sms-a.
Bardzo ładnie poprosiłem o niego Scott. Nie
dzwoniła do Ciebie, by wypytać się o szczegóły naszego związku?
Zszokowana otwieram usta, czytając to. Czy ja dobrze
rozumiem, że on powiedział o nas mojej przyjaciółce? Zaciskając
zęby, wystukuję odpowiedź.
Przepraszam bardzo, ale czy ty powiedziałeś Scott o
nas?!
Wiem, że nie powinnam się tak wściekać, w końcu i
tak wszyscy by się o tym dowiedzieli, ale nie mogę się uspokoić,
wiedząc, że zrobił to za moimi plecami. A dodatkowo Scott na pewno
będzie miała do mnie żal, że jej o tym nie poinformowałam.
Przygryzam wargę, by nie zacząć krzyczeć. Nawet Lily zauważyła,
że coś jest nie tak, ponieważ skuliła się jeszcze bardziej,
chowając łepek.
Jesteś zła? Nie chciałem Cię zdenerwować, ale
inaczej bym nie zdobył Twojego numeru. Wybaczysz mi? :(
Pomimo mojego zbytniego niezadowolenia, uśmiecham się
promiennie, widząc tego sms-a. Mój biedny chłoptaś.
Nie gniewam się, ale źle się czuję z tym, że
Scott nie dowiedziała się tego ode mnie.
Odpowiedź przychodzi natychmiast.
Przepraszam :(
Śmieję się cicho,
co sprawia, że Lily unosi pyszczek i patrzy na mnie niepewnie.
Głaszczę ją z ochotą i uśmiecham się szeroko.
Nie masz za co przepraszać, a teraz wybacz, ale idę
spać. Dobranoc :*
Wiem, że odpisze, więc czekam, wpatrując się tępo w
wyświetlacz. Nie mylę się, po minucie otrzymuję wiadomość.
Słodkich snów, aniele :*
Z uśmiechem na ustach i z telefonem na poduszce zapadam
w głęboki sen, zastanawiając się, co ja jutro powiem Scott.
piątek, 16 sierpnia 2013
Rozdział 7- " Może teraz.."
Witam Was serdecznie po długiej przerwie. Przepraszam za to
opóźnienie z dodaniem rozdziału. Nie
miałam po prostu czasu, by pisać… Mam nadzieję, że nie będziecie się na mnie
bardzo gniewać z tego powodu i mi wybaczycie :c
A teraz życzę wszystkim miłego, przyjemnego czytania.
Pozdrawiam gorąco! :D
Lulu
-Kristen, ja chyba… kurczę- Robert niespokojnie drapie się
po głowie.
Widzę, że chce mi powiedzieć coś ważnego. Posyłam mu
krzepiący uśmiech.
- No powiedz- mówię zachęcająco i klepię go w ramię.
Wypuszcza głośno powietrze z płuc.
- Lubię cię- zerka na mnie, a jego niepewne spojrzenie daje
mi dużo do myślenia.
-L-lubisz?- próbuję powiedzieć to w miarę spokojnym tonem, jednak mój głos mnie zawodzi.
-Lubię- mówi cicho, aczkolwiek bardzo stanowczo.
Jego męski, niski, lekko zachrypnięty szept delikatnie i
zmysłowo pieści moje uszy. Mmmmmmm…. To taki gorący szept. Pełen obietnic.
Uśmiecham się mimowolnie do niego, a on powoli zaczyna się
do mnie zbliżać. Jeden krok. Drugi. Trzeci. Och… Robi mi się zbyt ciepło na
twarzy. Wiem, do czego to zmierza. Wiem, co teraz chce zrobić. A ja wcale go
przed tym nie powstrzymuję. Z pewnością zrobiłabym to jeszcze kilka tygodni
temu, ale nie teraz. Oboje się zmieniliśmy. Zmieniło się nasze nastawienie
względem siebie. I bardzo mnie to cieszy.
Jest już tak blisko mnie, że z łatwością ujmuje mój
podbródek, a potem… Na moich ustach składa tak rozkoszny pocałunek, że cała aż
się rozpływam. Minimalnie odsuwa się ode mnie i zerka mi w oczy, jakby chciał z
nich coś wyczytać. Jakby prosił mnie o zgodę. Prawie niezauważalnie kiwam głową
i uśmiecham się pod nosem, a on powtarza ten czuły gest jeszcze raz i … jeszcze
i jeszcze. Za zdwojoną mocą.
Impreza powoli dobiega końca. Większość towarzystwa już się
rozeszła. Prawie wszyscy opuszczali dom Roberta bardzo chwiejnym krokiem z
pomocą trochę mniej pijanych przyjaciół. Nasz klasowy pijaczek, niby taka mocna
głowa, a zatacza się teraz w moją stronę, śpiewając pod nosem jakieś
niezrozumiałe teksty.
-Aaaaaa… Ślicz-notka z c-c-ciebie, Kris- bełkocze, a jego
uśmieszek i pijane spojrzenie wywołują u mnie serdeczny śmiech.
Już mam coś odpowiedzieć, ale nagle słyszę za sobą znajomy
głos.
- Pozostaw to mojej ocenie, Casey- mówi Robert zabawnym głosem,
a nasz pijany kolega unosi ręce w górę, w geście poddania.
-Uuuuu- buczy pod nosem, klepie Roba po ramieniu i odchodzi.
Patrzę na Roberta zdziwiona.
-No co?- pyta i wzrusza ramionami- Bywam zazdrosny.
Całuje mnie w usta i ujmuje moją dłoń.
- Zawiozę cię do domu- informuje mnie i kieruje nas w stronę
wyjścia.
- Nie jestem jeszcze twoją dziewczyną- przypominam mu
zdecydowanym tonem.
Spogląda na mnie z ukosa i posyła ten swój szelmowski
uśmieszek.
-Dobrze, że powiedziałaś to „jeszcze”.
Rumienię się. Co to ma znaczyć? Czy on naprawdę chce, abym
była jego dziewczyną? Po tym, jak się nienawidziliśmy? Stado cichych motylków
wiruje teraz w całym moim ciele, rozgrzewając je i wprowadzając w delikatne
drżenie. „Najwyraźniej chce”- mówi moja podświadomość roznamiętnionym głosem.
- Nie wypiłeś przypadkiem zbyt dużo, by prowadzić
auto?-pytam szybko, wyrywając się z rozmyślań.
- Spokojnie, mogę prowadzić. Przecież nie piję- odpowiada i
wywraca oczami.
Jesteśmy pod moim domem. Siedzimy w samochodzie i długo,
długo się żegnamy. Uwielbiam takie
pożegnania. Jego wargi pieszczące moje wargi. Jego język porywający mój język.
Jego dłonie. Moje dłonie. Jego dotyk. Mój dotyk. Idealna harmonia. Czuję się
przy nim taka lekka, wolna. Cudownie ze sobą współgramy. W pewnym momencie jest
mi już tak gorąco, że nie zauważam nawet jego dłoni sunącej w górę mojego uda i
drugiej dłoni rozpinającej powoli guziki mojej koszuli. Jednak w porę orientuję się, co się dzieje.
Odpycham go szybko i poprawiam się na siedzeniu.
- Nie, Robert. Nie mogę. Nie teraz. To za szybko. Nigdy tego
nie robiłam i nie jestem gotowa – usiłuję mu wytłumaczyć i dziwi mnie to, że
nagle czuję potrzebę powiedzenia czegoś jeszcze – Przepraszam- szepczę w końcu.
Uśmiecha się do mnie ciepło.
-Nie ma sprawy, Kris. Rozumiem.
Całuję go jeszcze raz i wybiegam z samochodu. W połowie
drogi do domu odwracam się na pięcie w jego stronę.
- Może teraz już jestem twoją dziewczyną- mówię na tyle
głośno, by mógł mnie usłyszeć i posyłam mu gorącego buziaka.
środa, 24 lipca 2013
Rozdział 6- ''Nie spodziewałam się tego po nim''
Witajcie!Już kolejny szósty rozdział przed Wami.Co do notki:w domu Roberta odbywa się wielka,długo wyczekiwana impreza.Czy zaprosi na nią Kristen?I jakie relacje są teraz miedzy nimi po tym pocałunku?Tego dowiecie się w poniższej notce.
Jeszcze jedna mała informacja.Już nie będę się podpisywała jako Alexaaa.Od dziś będzie po prostu Ola;)A teraz zapraszam do czytania i komentowania.
************************************************************************
Nie wiem dlaczego to zrobiłam.Może to była odruchowa reakcja na Michaela?Nie wiem.Jeszcze jedno było dziwne.Robert był zaskakująco miły.I tak jakby martwił się o mnie.To było na prawdę dziwne.Idę a raczej biegnę do domu.Będę musiała o tym wszystkim opowiedzieć Suzie.Ona mi poradzi co zrobić.
-Halo?
-Cześć Suzie.Musisz mi pomóc.
-Cześć słonko.W czym mam ci pomóc?
-No wiesz Robert,tak ten Robert zaprosił mnie dziś po szkole na kawę.No i poszłam z nim.A na koniec pocałowałam go.
-Wow,dziewczyno,zaszalałaś.No nie wiem co powiedzieć....Lubisz go prawda?
-Sama nie wiem.Z jednej strony go nienawidzę ale z drugiej...jest całkiem miły.I nawet przystojny.
-Czyżbyś się zakochała?
-Nawet o tym nie myśl!
-Ok,ok tylko tak się pytam.
-Dobra,musze kończyć i dzięki,że mnie wysłuchałaś.Do jutra!
-No papa.
Tak więc opowiedziałam wszystko przyjaciółce co leżało mi na sercu.Nie wiem jak to jutro będzie w szkole ale przeżyje.Wezmę jeszcze tylko prysznic i kładę się spać.Przede mną długi i ciężki dzień.
**********
-Suzie już ci tłumaczyłam.Ja nic do niego nie czuję!-spieram się z nią od pięciu minut idąc do szkoły.
-Ta,jasne.To dlaczego go wczoraj pocałowałaś?
-No sama nie wiem.Chodź już bo zaraz lekcja się zacznie.-i pobiegłyśmy do klasy.
Nauczyciel przynudzał i zaczęłam bazgrać po zeszycie.Nagle na mojej ławce wylądowała zgnieciona karteczka.Wzięłam ja do ręki i rozejrzałam po klasie.Trafiłam wzrokiem na Roba.Puścił mi oczko i zrozumiałam,że to od niego.Szybko rozwinęłam kartkę i przeczytałam jej zawartość.
''Wiem,że dopiero zaczęliśmy się tak jakby kolegować ale tak sobie pomyślałem,robię jutro imprezę w domu i zapraszam Cie na nią.Przyjdziesz?''
Szybko mu odpisałam:
''Mogę przyjść.O której?''
I znów karteczka wylądowała przed moim nosem.
''O 19.00.Ale mam prośbę czy mogłabyś przyjść wcześniej?''
''Ok.To 17.00? ''
''Może być.''
I tak zostałam zaproszona na imprezę.Nie spodziewałam się tego po nim.Ale przyjdę.
-Może panna Stewart rozwiąże zadanie?-usłyszałam głos nauczyciela i chcąc nie chcąc podeszłam do tablicy.Rozwiązując zadanie usłyszałam śmiech Roberta i sama cicho się zaśmiałam.Coraz bardziej go lubię.Nie znałam go od tej strony.No ale lepiej późno niż wcale.
-No mamo a Cameron nie moze po mnie przyjechać?
-Przykro mi ale nie.Będziesz musiała iść na pieszo.
-Super.Tego mi tylko brakowało.
-Córeczko nie gniewaj się.
-Ok,cześć.
Nie no super.Będę teraz musiała iść dobry kilometr do domu bo mój samochód jest w naprawie a mamie wyskoczyło coś w pracy.Mogłam się zabrać z Suzie.Szłam tak po dróżce i wyklinałam po cichu gdy nagle usłyszałam znajomy głos:
-Podwieźć cię gdzieś?
-Jeśli nie sprawi ci to problemu to mógłbyś mnie podwieźć do domu.-odpowiedziałam Robertowi.
-Jasne,wsiadaj.-i otworzył mi drzwi.
-Dzięki.
-Spoko.
-A z jakiej okazji jutrzejsza impreza?
-Mam dzisiaj urodziny ale wyprawiam jutro.-uśmiechnął się tak słodko.
-To wszystkiego najlepszego!
-Dzięki.-i ponownie się uśmiechnął.
-Czego słuchasz?-zapytałam bo zauważyłam płyty leżące na tylnym siedzeniu.
-A różnie.Ale tak z gatunków wolę rock i klasykę.
-Ej to tak samo jak ja.-zaśmialiśmy się oboje.Coraz lepiej mi się z nim rozmawia.
-A ty,jakie kolory lubisz?
-Czarny,szary i niepieski.
-Ty mała złodziejko,ładnie to podkradać czyjeś gusta?-zaśmiał się a ja zarumieniłam.Zauważyłam,że dużo nas łączy.
-Od kiedy interesujesz się aktorstwem?-zapytałam z innej beczki.
-W zasadzie od zawsze mnie to fascynowało.A ty?
-Ja tak samo.-byliśmy już pod moim domem ale jakoś nie chciało mi się wychodzić.Tak dobrze mi się z nim rozmawia.
-Przyjechać jutro po ciebie?
-Jak chcesz.
-To będę o 16.45,ok?
-Dobra,dziękuję.
-Nie ma za co.-uśmiechnął się jak prawdziwy anioł.
-A i przepraszam za wczorajsze.
-Chodzi ci o pocałunek?-pokiwałam głową.
-Nic się nie stało.-uśmiechnął się po raz ostatni a ja wyszłam z samochodu.
Co by tu ubrać.Sukienka,spódniczka czy rurki?W końcu padło na to pierwsze.Wybrałam sobie czarną do połowy uda.Włosy zostawiłam rozpuszczone i zrobiłam lekki makijaż.Za pięć minut Robert ma po mnie przyjechać.Złapałam szybko torebkę i zbiegłam na dół.Jego samochód czekał już na podjeździe.Wyszłam z domu i ujrzałam Roberta opierającego się o maskę swojego auta.
-Cześć.
-Cześć,ładnie wyglądasz.-powiedział a ja się zarumieniłam.
-Ty też.-miał na sobie czarne spodnie i biała koszulę.
-To co jedziemy?
-Tak.
Przez drogę jakoś nie odzywaliśmy się do siebie.Pierwszy raz widziałam jego dom.Był to duży biały budynek z dwoma piętrami.Dookoła rozciągał się piękny zielony las.Odwróciłam się i zobaczyłam jak Rob do mnie podchodzi.
-Kristen,ja chyba...
C.D.N
Jeszcze jedna mała informacja.Już nie będę się podpisywała jako Alexaaa.Od dziś będzie po prostu Ola;)A teraz zapraszam do czytania i komentowania.
************************************************************************
Nie wiem dlaczego to zrobiłam.Może to była odruchowa reakcja na Michaela?Nie wiem.Jeszcze jedno było dziwne.Robert był zaskakująco miły.I tak jakby martwił się o mnie.To było na prawdę dziwne.Idę a raczej biegnę do domu.Będę musiała o tym wszystkim opowiedzieć Suzie.Ona mi poradzi co zrobić.
-Halo?
-Cześć Suzie.Musisz mi pomóc.
-Cześć słonko.W czym mam ci pomóc?
-No wiesz Robert,tak ten Robert zaprosił mnie dziś po szkole na kawę.No i poszłam z nim.A na koniec pocałowałam go.
-Wow,dziewczyno,zaszalałaś.No nie wiem co powiedzieć....Lubisz go prawda?
-Sama nie wiem.Z jednej strony go nienawidzę ale z drugiej...jest całkiem miły.I nawet przystojny.
-Czyżbyś się zakochała?
-Nawet o tym nie myśl!
-Ok,ok tylko tak się pytam.
-Dobra,musze kończyć i dzięki,że mnie wysłuchałaś.Do jutra!
-No papa.
Tak więc opowiedziałam wszystko przyjaciółce co leżało mi na sercu.Nie wiem jak to jutro będzie w szkole ale przeżyje.Wezmę jeszcze tylko prysznic i kładę się spać.Przede mną długi i ciężki dzień.
**********
-Suzie już ci tłumaczyłam.Ja nic do niego nie czuję!-spieram się z nią od pięciu minut idąc do szkoły.
-Ta,jasne.To dlaczego go wczoraj pocałowałaś?
-No sama nie wiem.Chodź już bo zaraz lekcja się zacznie.-i pobiegłyśmy do klasy.
Nauczyciel przynudzał i zaczęłam bazgrać po zeszycie.Nagle na mojej ławce wylądowała zgnieciona karteczka.Wzięłam ja do ręki i rozejrzałam po klasie.Trafiłam wzrokiem na Roba.Puścił mi oczko i zrozumiałam,że to od niego.Szybko rozwinęłam kartkę i przeczytałam jej zawartość.
''Wiem,że dopiero zaczęliśmy się tak jakby kolegować ale tak sobie pomyślałem,robię jutro imprezę w domu i zapraszam Cie na nią.Przyjdziesz?''
Szybko mu odpisałam:
''Mogę przyjść.O której?''
I znów karteczka wylądowała przed moim nosem.
''O 19.00.Ale mam prośbę czy mogłabyś przyjść wcześniej?''
''Ok.To 17.00? ''
''Może być.''
I tak zostałam zaproszona na imprezę.Nie spodziewałam się tego po nim.Ale przyjdę.
-Może panna Stewart rozwiąże zadanie?-usłyszałam głos nauczyciela i chcąc nie chcąc podeszłam do tablicy.Rozwiązując zadanie usłyszałam śmiech Roberta i sama cicho się zaśmiałam.Coraz bardziej go lubię.Nie znałam go od tej strony.No ale lepiej późno niż wcale.
-No mamo a Cameron nie moze po mnie przyjechać?
-Przykro mi ale nie.Będziesz musiała iść na pieszo.
-Super.Tego mi tylko brakowało.
-Córeczko nie gniewaj się.
-Ok,cześć.
Nie no super.Będę teraz musiała iść dobry kilometr do domu bo mój samochód jest w naprawie a mamie wyskoczyło coś w pracy.Mogłam się zabrać z Suzie.Szłam tak po dróżce i wyklinałam po cichu gdy nagle usłyszałam znajomy głos:
-Podwieźć cię gdzieś?
-Jeśli nie sprawi ci to problemu to mógłbyś mnie podwieźć do domu.-odpowiedziałam Robertowi.
-Jasne,wsiadaj.-i otworzył mi drzwi.
-Dzięki.
-Spoko.
-A z jakiej okazji jutrzejsza impreza?
-Mam dzisiaj urodziny ale wyprawiam jutro.-uśmiechnął się tak słodko.
-To wszystkiego najlepszego!
-Dzięki.-i ponownie się uśmiechnął.
-Czego słuchasz?-zapytałam bo zauważyłam płyty leżące na tylnym siedzeniu.
-A różnie.Ale tak z gatunków wolę rock i klasykę.
-Ej to tak samo jak ja.-zaśmialiśmy się oboje.Coraz lepiej mi się z nim rozmawia.
-A ty,jakie kolory lubisz?
-Czarny,szary i niepieski.
-Ty mała złodziejko,ładnie to podkradać czyjeś gusta?-zaśmiał się a ja zarumieniłam.Zauważyłam,że dużo nas łączy.
-Od kiedy interesujesz się aktorstwem?-zapytałam z innej beczki.
-W zasadzie od zawsze mnie to fascynowało.A ty?
-Ja tak samo.-byliśmy już pod moim domem ale jakoś nie chciało mi się wychodzić.Tak dobrze mi się z nim rozmawia.
-Przyjechać jutro po ciebie?
-Jak chcesz.
-To będę o 16.45,ok?
-Dobra,dziękuję.
-Nie ma za co.-uśmiechnął się jak prawdziwy anioł.
-A i przepraszam za wczorajsze.
-Chodzi ci o pocałunek?-pokiwałam głową.
-Nic się nie stało.-uśmiechnął się po raz ostatni a ja wyszłam z samochodu.
Co by tu ubrać.Sukienka,spódniczka czy rurki?W końcu padło na to pierwsze.Wybrałam sobie czarną do połowy uda.Włosy zostawiłam rozpuszczone i zrobiłam lekki makijaż.Za pięć minut Robert ma po mnie przyjechać.Złapałam szybko torebkę i zbiegłam na dół.Jego samochód czekał już na podjeździe.Wyszłam z domu i ujrzałam Roberta opierającego się o maskę swojego auta.
-Cześć.
-Cześć,ładnie wyglądasz.-powiedział a ja się zarumieniłam.
-Ty też.-miał na sobie czarne spodnie i biała koszulę.
-To co jedziemy?
-Tak.
Przez drogę jakoś nie odzywaliśmy się do siebie.Pierwszy raz widziałam jego dom.Był to duży biały budynek z dwoma piętrami.Dookoła rozciągał się piękny zielony las.Odwróciłam się i zobaczyłam jak Rob do mnie podchodzi.
-Kristen,ja chyba...
C.D.N
wtorek, 23 lipca 2013
Informacja! :)
Kochani, kolejny rozdział pojawi się najprawdopodobniej w czwartek- tak, jak obiecała Alex. Mój rozdział (tj. 7) z powodu wyjazdu na wakacje, zostanie dodany dopiero po 8 sierpnia. Mam nadzieję, że zrozumiecie i nie przestaniecie czytać naszego opowiadania. Zachęcam Was gorąco do komentowania! To dla nas bardzo ważne. Chcemy wiedzieć, czy rozdziały Wam się podobają, czy też nie. Chcemy poznać Wasze opinie, by móc pisać dalej. Życzymy wszystkim miłych, udanych wakacji!
Lulu
Lulu
poniedziałek, 15 lipca 2013
Rozdział 5- Ma coś, czego nie mogę zidentyfikować...
Zapraszam na kolejny, już 5 rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba, ponieważ miałam niemałe problemy z napisaniem tego :) Miłej lektury :)
Misia
Siadam naprzeciwko niego,
nie mogąc wyjść z podziwu jego szarmancji. Otworzył mi drzwi,
odstawił krzesło... Nie sądziłam, że z takiego zapatrzonego w
siebie gbura może wyjść całkiem miły dżentelmen. Patrzę więc
na niego z lekkim oszołomieniem, uważnie jednak obserwując każdy
jego ruch, kiedy zamawia kawę i szarlotkę dla mnie i dla siebie.
Może i zrobił się milszy, ale wciąż mu nie ufam. Mógł przecież
w każdej chwili, w każdej sekundzie zamienić się w dupka, którym
był dotychczas.
W końcu kelnerka
odchodzi, więc Robert odwraca się do mnie przodem i posyła mi
zadowolony uśmieszek. Nie jest to uśmiech taki, jaki widziałam
dotąd. Ten jest przyjazny, zachęcający do kontynuowania
znajomości, a wręcz przyciągający.
Sama nie potrafię nie
odwzajemnić go, pomimo moich uprzedzeń do jego osoby.
Kąciki moich ust
samoistnie się unoszą, racząc go moim delikatnym uśmiechem.
Pamiętam, że go nienawidzę, dlatego też wciąż mam się na
baczności. Nie mogę mu zbytnio zaufać, bo w najmniej oczekiwanym
momencie powróci ten dupek, na którym chciałam się dzisiaj
zemścić.
-Więc...- zaczynam,
próbując jakoś rozładować napięcie, które pojawiło się
między nami.
Jego szaro-niebieskie
spojrzenie uważnie mnie lustruje, a ja powoli czuję się nieswojo.
Nie jestem przyzwyczajona do bycia w centrum uwagi. Jednak tonę w
tych jego ślicznych głębiach, które teraz obserwują mnie z
nadmierną intensywnością.
-Widziałem Mike'a z jakąś
blondyną... Nie jesteście już razem?- pyta powoli, czekając na
moją reakcję.
Odruchowo zaciskam dłonie
w pięści i podnoszę się gwałtownie, rzucając chłopakowi
wściekłe spojrzenie. Niemal przewracam krzesło w czasie mojego
wstawania, lecz nie przejmuję się tym. Teraz czuję jedynie gniew,
nienawiść... Do Michaela za to, że mnie zdradzał. Do Roberta za
to, że mi o tym przypomniał. Do samej siebie, że pozwalałam na
coś takiego.
Chcę ruszyć do wyjścia,
lecz czuję ucisk na nadgarstku. Odwracam się zdziwiona i widzę
stojącego za mną smutnego Roberta. Wygląda na skruszonego, co
nieco zbija mnie z tropu. Głupio mi się przyznać, ale myślałam,
że gdy to zrobię, on się zdenerwuje i pokaże swoje prawdziwe
oblicze, a tu proszę. Wywołuję u niego wyrzuty sumienia.
Początkowo robi mi się trochę wstyd, lecz po chwili przypominam
sobie, o co mnie zagadał. Wyrywam dłoń z jego uścisku i
przybieram wrogi wyraz twarzy, by wiedział, że to jest od dzisiaj
temat tabu.
-To co jest między
Michaelem a mną, nie powinno Cię interesować!- rzucam chłodno,
patrząc na grymas na jego twarzy.
Spogląda na mnie z miną
zbitego psa, a ja przygryzam wargę, by się nie uśmiechnąć. Nie
wiem, dlaczego teraz ten chłopak, którego nienawidzę, działa na
mnie w taki sposób. Przyciąga mnie do siebie, pomimo moich
niepewności, uprzedzeń. Ma coś, czego nie mogę zidentyfikować.
Coś, co ma dla mnie wielkie znaczenie.
Robert nerwowo masuje kark
i patrzy na swoje buty. Nieco mnie to rozbawia, lecz nie daję nic po
sobie poznać. Z jednej strony nie chcę, by wiedział, że złość
już mi przeszła, zaś z drugiej, ku mojemu zaskoczeniu, nie chcę
go bardziej zawstydzać.
-Nie powinno.. No ale
wiesz.. Nie podoba mi się to, że wpycha jęzor do ust jakiejś
pustej lali, gdy ma taką.. taką fajną dziewczynę- szepcze.
Czuję, że moje policzki
się rumienią. Uśmiecham się delikatnie i siadam na wcześniejszym
miejscu, widząc, że kelnerka przynosi nasze zamówienie. Kątem oka
obserwuję jednak poczynania Roberta. Zauważam, że odetchnął z
ulgą i zadowolony zajmuje swoje krzesło.
-To było miłe, dziękuję.
Umm.. I tak, nie jesteśmy już ze sobą- mówię, wpatrując się w
kawę.
Widzę jednak delikatny
uśmieszek rozciągający jego usta. Usta, które miałam przyjemność
całować. Oblizuję wargi i biorę łyk kawy.
-Kris? - słyszę jego
niepewny głos.
Unoszę wzrok i patrzę na
niego zaciekawiona. Widzę, że się denerwuje, co zaczyna mi się
coraz bardziej podobać. Taki nieśmiały Robert jest naprawdę
uroczy.
-Tak? - odpowiadam cicho,
zastanawiając się, o co może chodzić.
-Dlaczego tak właściwie
mnie nienawidzisz?- pyta, a ja zamieram.
Ściągam brwi, odkładając
filiżankę. Nie wiem co odpowiedzieć. Wkładam zbłąkany kosmyk za
ucho i odkaszluję.
-No nie wiem.. Przede
wszystkim chyba dlatego, że byłeś strasznym dupkiem, Pattinson-
mrugam do niego, by go tak tym nie zranić.
Nie wiem dlaczego, ale nie
chcę go urazić. Gdy widzę, że się uśmiecha, na mojej twarzy
także pojawia się uśmiech. Unoszę z powrotem filiżankę i
kontynuuję picie kawy, obserwując Roberta. On także zajmuje się
zamówieniem, nie spuszczając ze mnie wzroku. Nieco mnie to
rozprasza, lecz uczucie zadowolenia zwycięża.
Rozmawiamy dobrą godzinę,
aż w końcu stwierdzamy, że pora się zbierać. Wychodzimy przed
kawiarenkę i stajemy naprzeciwko siebie, zastanawiając się, co
teraz. Po raz pierwszy od wczorajszego dnia czuję się szczęśliwa.
I to za sprawą Roberta, którego nienawidziłam do dzisiaj. Dziś
poznaję go na nowo i podoba mi się to. Jest miły, zabawny i
inteligentny. Wcześniej nawet nie miałam okazji, by to zauważyć.
-To do jutra, tak?-
uśmiecha się.
Przytakuję i wtedy widzę,
że się zbliża. Odruchowo się cofam, rozglądając się dookoła.
Czuję się, jakbym robiła coś złego.
Robert źle rozumiejąc
moje odejście, prostuje się i nerwowo przeczesuje włosy dłonią.
Wiem, że dużo to dla niego znaczyło, lecz nie mogłam na to
pozwolić.
Powoli się odwracam, lecz
widzę Michaela idącego w naszą stronę. Z uśmieszkiem patrzę na
Roba, zarzucam ramiona na jego szyję i całuję go mocą. Wiem, że
go wykorzystuję, lecz pragnę zemścić się na Mike'u.
Czuję, jak usta chłopaka
poruszają się zmysłowo przy moich, zmuszając mnie do
kontynuowania ruchów. Zapominając o całej tej zemście, wplatam
palce we włosy Roberta, przyciągając go do siebie. Kiedy
przejeżdża językiem po mojej dolnej wardze, dociera do mnie, co
takiego zrobiłam. Odrywam się od chłopaka i patrzę mu prosto w
oczy. Są delikatnie zamglone i błyszczące.
-Do jutra- rzucam jedynie
i pędem ruszam do domu.
Teraz rozumiem, dlaczego
tak mnie do niego ciągnie. Tym czymś, co miał Robert było moje
serce. Wpadłam po uszy...
Subskrybuj:
Posty (Atom)