Podkład
"Potrafimy kochać i marzyć.Dlatego wszyscy,jesteśmy zwycięzcami..."
~ 2 miesiące później~
Zbliżał się koniec roku szkolnego.W związku z tym,Robert zaproponował tygodniowy wyjazd nad jezioro.Oczywiście się zgodziłam,ale wiedziałam,że jeżeli pojedziemy sami to większość czasu spędzimy w namiocie.Dlatego moja mądra i kochana główka podsunęła mi myśl,żebym zaproponowała wyjazd z całą paczką.Mój luby niechętnie się na to zgodził,ale ważne jest,że jedziemy wszyscy.Tak więc za godzinę wyruszamy.
Sprawdziłam jeszcze torbę.Wszystko spakowane.Moich uchu dobiegł odgłos wbiegania po schodach.Uśmiechnęłam się szeroko,bo wiedziałam kogo tu niesie.
-Witaj piękna.-przywitał się ze mną mój ukochany i złożył na moich ustach czuły pocałunek.
-Witaj brzydalu.-pstryknęłam go w nos i zaśmiałam się.Uwielbiam mu tak dokuczać.
-Ej...uważasz,że jestem brzydalem?-zrobił urażoną minę.
-No,a co?Nie zgodzisz się ze mną?Przecież sam mówiłeś,że tylko ja jestem piękna i nikt inny.-haha,nie wie co powiedzieć.No po prostu genialna jestem.
-Coś ty się nagle taka mądra zrobiła,co Aniołku?-mówiąc to usiadł na moim łóżku i posadził mnie sobie na kolanach.
-Oj tak sobie tylko żartowałam.Przecież wiesz,że dla mnie jesteś...hmm...idealny.-puściłam mu oczko,a ten zaśmiał się perliście.
-Wiem,wiem.Boski jestem i tyle.-o nie,nie mój drogi.Tak nie będzie.W mojej głowie ułożył się szatański plan.O tak,będzie mnie błagał na kolanach abym mu darowała.
-Wybacz Skarbie ale muszę na chwilkę wyjść.Poczekaj tu na mnie.
-Jasne.-wyszłam z szalonym uśmiechem na ustach.Zamykając drzwi od pokoju prawie się kuliłam ze śmiechu.O tak,biedaczek nie wie co dla niego szykuję.
Szybko zbiegłam na dół i zawołałam cicho Lily.Kochana psina od razu podbiegła do moich stóp i wesoło zamerdała ogonkiem.Uśmiechając się wzięłam ją na ręce i ruszyłam na górę szepcząc jej do ucha:
-Okay Lily.Musisz mi teraz pomóc.Wejdziemy teraz do mojego pokoju i zrobisz to,co umiesz najlepiej.-rozumiejąc o co mi chodzi polizała mnie w policzek.Stłumiłam w sobie śmiech,bo stałam już przy drzwiach mojej sypialni.Chrząknęłam cicho i zaczęłam:
-Rob Kochanie,mam dla ciebie niespodziankę ale najpierw musisz zamknąć oczy.I nie próbuj podglądać.-wiedziałam,że się mnie posłucha.Nie raz mu takie niespodzianki robiłam tyle,że wtedy do akcji wchodziłam ja,a nie mój pies.
Weszłam do środka.Grzeczny chłopczyk.Zamknął oczka i siedzi spokojnie na łóżku.Podbiegłam szybko do niego i szepnęłam na ucho:
-Chcesz buzi?-pokiwał głową na znak,że się zgadza.I zamiast poczuć moich ust,poczuł język Lily.Biedny,aż się zerwał z łóżka i spadł na ziemię.A ja?Ja leżałam na podłodze i śmiałam się jak głupia.
Coraz bardziej siebie zaskakuję.Kiedyś byłam poważna i nie pomyślałam nawet o tym,żeby zrobić komuś jakiś głupi kawał.A teraz,teraz zmieniłam się chyba na lepsze.I to wszystko przez Roberta.Nie to,że mam mu to za złe.Nie,raczej to jego zasługa.Dzięki niemu przestałam być tym chodzącym zombie.Teraz jestem normalną nastolatką,która ma kochającego ją chłopaka,marzenia,przyjaciół.Jednym słowem mam po co żyć.
Rob położył się obok mnie i splótł nasze ręce po czym uniósł je do góry.Ja już spokojna wpatrywałam się w nie.I pomyśleć,że chciałam go kiedyś wzrokiem zabić.Uważałam go za gnojka,któremu zależy tylko na sobie.Jak bardzo się myliłam.Dopiero teraz go poznałam i wiedziałam,że wcale takim gnojkiem nie jest.Wiem,że potrafi być romantyczny,szarmancki,zabawny,kochający,delikatny,czuły.Co dnia zachwyca mnie swoją postawą.Zawsze umie mnie rozbawić,odciągnąć od problemów.Najbardziej kocham te chwile,kiedy jesteśmy sami.Nie ma żadnych zbędnych osób.Tylko ja i on.Kristen i Robert.Dwie dusze w jednym ciele.W tych chwilach zawsze szepcze mi czule do ucha,że mnie kocha.Że dopiero teraz zrozumiał co to jest życie i nie wyobraża sobie przyszłości beze mnie.Wtedy zawsze płaczę.Nikt tak jeszcze do mnie nie mówił.Przy Robercie czuję się tak bezpiecznie.Nie zawracam sobie wtedy głowy żadnymi błahostkami.Świadomość tego,że mnie kocha utwierdza mnie w świadomości,że wybrałam dobrą drogę.
-O czym myślisz?-zapytał odwracając się do mnie twarzą.Wzruszyłam ramionami i pogłaskałam go po policzku.Uśmiechnął się słodko i przytrzymał swoją dłonią moją rękę.
-Myślałam o nas.-wtuliłam się w zagłębienie w jego szyi.-Kocham cię.-przyciągnął mnie bliżej siebie i szepnął:
-Gdyby nie ty,mój świat by nie istniał.Byłby jednym bałaganem.Kiedy ty się pojawiłaś posprzątałaś ten bałagan i znalazłaś sobie miejsce w moim sercu.Kocham cię najbardziej na świecie.-ze łzami w oczach nachyliłam się nad nim i musnęłam jego wargi swoimi.Podniósł lekko głowę pogłębił pocałunek.Poddałam mu się z jękiem.Oto sens mojego życia.Osoba która mnie kocha,pomyślałam.
W końcu oderwałam się od jego ust i zatonęłam w jego oczach.Były piękne.Niebiesko-szara magnetyczna siła przyciągała swym urokiem.Mogłabym się w nie wpatrywać cały dzień.
-Zbieramy się chyba,co nie?-spojrzałam na zegarek.Za pięć minut pod domem miała pojawić się cała paczka.Oczywiście jedziemy dwoma samochodami.Ja jadę z Robertem i Ashley.Tyler,Sophie i Suzie jadą z Markiem.
-Weźmiesz moją torbę?-zapytałam robiąc oczka a'la kotek ze Shreka.Zaśmiał się i pocałował mnie w czoło.
-Jasne,dla ciebie wszystko.-nałożył torbę na plecy,a ja się odwróciłam niczego się nie spodziewając.Głupek wziął mnie na ręce i przewiesił mnie sobie przez ramię.Oczywiście mój tyłek miał przed nosem więc chytrze to wykorzystał i dał mi klapsa.Zapiszczałam i uderzyłam go w plecy.Ten tylko zarechotał i wyszliśmy na korytarz.O nie,Stewart nigdy się nie poddaje.Zaczęłam go okładać pięściami po plecach,lecz on zdawał się tego nie czuć.Zaczęłam piszczeć jak szalona gdy zaczął schodzić po schodach.
-Zapamiętaj Pattinson,jeśli się wywalimy zabiję cię!-wykrzyczałam na głos i usłyszałam śmiech mojej matki i ojca.
-Nie martw się.Trzymam cię i nie pozwolę ci spaść.
-No ja myślę,bo jak nie to już nigdy nie spłodzisz żadnego dziecka,zrozumiano?
-Tak jest szefowo.-zasalutował między napadami śmiechu.Byliśmy już w salonie.Moi rodzice się na nas patrzeli ale ten głupek ani myślał mnie postawić na ziemie.Postanowiłam zatosować środek awaryjny.Pociągnęłam go za te miedziane włosy.Usłyszałam głośny syk,a po chwili jego głos:
-Kurde,za co?
-Za miłość do ojczyzny i chęć do życia głuptasie.A teraz puść mnie,bo będzie z tobą źle.-teatralnie się wystraszył i postawił mnie na ziemi.
-Grzeczny chłopczyk.-rodzice zaczęli się śmiać.Ja tak samo.Robert za to stał "obrażony" z miną małego dziecka co nie dostało lizaka.
Mama podeszłą do mnie i uścisnęła mnie.
-Uważajcie tylko.Nie chce jeszcze zostać babcią w tak młodym wieku.-szepnęła i zaśmiała się puszczając mi oczko.Uśmiechnęłam się i po chwili byłam w ramionach mojego ojca.
-No córcia,robisz duży krok ku dorosłości.
-Ej...tatuś przecież ja nie wyjeżdżam nie wiadomo gdzie.Wrócę przecież.-poklepałam ojca po ramieniu i złapałam Roba za rękę.Ten pocałował mnie w policzek i wyszliśmy.
Przed domem czekała już całą nasza paczka.Sophie oczywiście całowała się z Tylerem,a Suzie z Markiem.Tylko biedna Ashley uśmiechała się do nas promiennie.
-Cześć Kris,wybacz mi ale nie udało mi się odciągnąć tych gołąbeczków od siebie.
-Oj tam,oj tam.-krzyknął Mark wybuchając tym misiowatym śmiechem.
-0Okay,to co?Jedziemy?-wszyscy potwierdzili i już wsiadaliśmy do samochodów.Robert prowadził,a ja nie chcąc aby Ash siedziała sama usadowiłam się z tyłu.Robert zrobił minę cierpiętnika,posłałam mu tylko całusa i zaczęłam gadać z przyjaciółką.
Z L.A. do miejsca w którym mieliśmy spędzić cały tydzień było 86 km.Rozłożyłam się wygodnie na siedzeniu,a Rob włączył radio.Akurat leciała piosenka Apologize.Wiedziałam,że Robert ją uwielbia.Ja z resztą też.Zazwyczaj puszczamy ją sobie jak się kochamy.Jest wtedy tak romantycznie...
Mój ukochany zaczął po chwili śpiewać:
- Trzymając się Twojej liny,jestem dziesięć stóp ponad ziemią.Słyszę, co mówisz, ale nie potrafię wydobyć głosu.Mówisz mi, że mnie potrzebujesz,potem odchodzisz i się ode mnie odcinasz, poczekaj...Mówisz, że jest Ci przykro nie pomyślałaś, że się odwrócę i powiem.-teraz zaczęłam śpiewać ja z Ashley:
-Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.
- Mógłbym dać Ci jeszcze jedną szansę, zaakceptować te krzywdy.
Poświęciłbym bym życie za Ciebie...
Potrzebuję Cię jak serce bicia.Ale to nic nowego...Moja miłość była gorejącym płomieniem, który teraz stygnie,a Ty mówisz:"Przepraszam", tak jak anioł, niebo sprawiło, że myślałem, że nim jesteś...Ale obawiam się, że.
- Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.Jest za późno na przeprosiny, za późno.Powiem już za późno na przeprosiny, za późno.Trzymając się Twojej liny,jestem dziesięć stóp ponad ziemią...-Ashley zaśmiała się.
-Wiecie co,powinniśmy chyba jakiś zespół założyć,a już szczególnie ty Rob.
-Tak,Robert cudnie śpiewa.-dołączyłam do chwalenia mojego chłopaka.
-Hah,jak będziecie tak mówił to popadnę w samozachwyt i wtedy Krissy zastosuje znów na mnie swoją broń.-przyjaciółka spojrzała się na mnie pytającym wzrokiem.Spaliłam raka.
-O co chodzi?Powie mi ktoś w końcu?-zapytała,a Robert i ja jednoczeście krzyknęliśmy:
-Nie!-Green podniosła ręce w poddańczym geście i pokręciła zabawnie głową.
-Ja chyba nigdy nie zrozumiem zakochanych.
_WriteAlex_
Rozdział jest zaje.......... Nie mam słów by go opisać . Kocham to co piszesz ! Czekam na NN i prosze dodaj go szybko ! Zapraszam do mnie może ci się spodoba i zostawisz komenta http://mycrazystorycc.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPo prostu cudowny! Czekam na NN
OdpowiedzUsuńŚwietny. Czekam na kolejne xD
OdpowiedzUsuńSuper rozdziałek , już nie mogę się doczekać następnego :D
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!!! Juz się nie mogę doczekać następnego;)
OdpowiedzUsuńcudowny czekam na nastepny
OdpowiedzUsuń